Hoimar Von Ditfurth - Duch nie ...

pdf > download > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia

Hoimar Von Ditfurth - Duch nie spadł z nieba, Wiedza

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HOlMAR VON DITFURTH
DUCH NIE SPADŁ Z NIEBA
(Der Geist fiel nicht vom Himmel. Die
Evolution unseres Bewustseins / wyd.
orygin.: 1976)
Wstęp
Szczebel pierwszy: FUNDAMENT BIOLOGICZNY
1. Jednokomórkowce jako sondy mózgowe
2. Biologiczne pradecyzje
3.
„Paleontologia duszy”
4. Bezświadomie i bezpiecznie
5. Zapowiedź tego, co miało nadejść
Szczebel drugi: PROGRAMY DLA ŚWIATA ZEWNĘTRZNEGO
6. Kariera pewnego błędu
7. Wyścig zmysłów
8. Od odbiornika światła do narządu widzenia
9. Oczy, które nie widzą
10. Odziedziczone doświadczenia
11. Hierarchia od dołu do góry
12. Świat mieści się w mózgu
13. Świat z perspektywy międzymózgowia
14. Wymarsz
15. Mózg nabiera plastyczności
Szczebel trzeci: U PROGU ROZUMU
16. Mapa funkcji psychicznych
17. Problem „niemych okolic”
18. Anachroniczna kooperacja
19. Wielkie złudzenie
20. Z musu czynić cnotę
21. Rzeczywisty świat człowieka
Ilustracje (wkładka)
Przypisy
 WSTĘP
Jednym z najdonioślejszych odkryć nauki współczesnej jest rozpoznanie, że wrażenie trwałości,
jakie daje przeżywany przez nas świat, to tylko pozór. Jest ono wyłącznie złudzeniem, wywołanym
stosunkowo krótkim okresem życia człowieczego obserwatora. Wszystko, co istnieje we
wszechświecie, stanowi tymczasowy wynik pewnego rozwoju, przebiegającego od niewyobrażalnie
odległych czasów, chociaż my dopiero niedawno nauczyliśmy się śledzić te dzieje, cofając się od
doby obecnej aż do dalekiego momentu, który uznać możemy za początek świata.
To, co działo się jeszcze przed owym momentem – pozostaje w ukryciu. Na pytanie, dlaczego
istniał jakiś początek – odpowiedzi nie ma. Mgła tajemnicy otaczająca ten początek i jego
przyczyny przesłania również genezę struktury pramaterii, a więc budowy atomu wodoru. Ale
wszystko, co z tego początku wynikło, może w zasadzie stać się przedmiotem badań nauk
przyrodniczych.
Ważnym krokiem na drodze do poznania jest odkrycie, że rozwój jest procesem ciągłym i
ogarniającym wszystko, co istnieje. Nie jest więc tak – jak zrazu sądzono – że osobno przebiega
kosmiczny rozwój rzeczy martwych, gazów, układów słonecznych, mgławic spiralnych, osobno zaś
i niezależnie od wydarzeń kosmicznych na powierzchni naszej – i obcych – planet toczy się
ewolucja biologiczna. Z szybko rosnącej, chciałoby się powiedzieć nieprzebranej liczby rezultatów
poszczególnych badań w najróżniejszych dziedzinach dyscyplin przyrodniczych wyłonił się w
ostatnich latach obraz zupełnie odmienny.
Zaczynamy obecnie rozumieć, że następowanie po sobie całych generacji gwiazd stałych dało
początek toczącym się przez miliardy lat dziejom powstawania 90 różnych pierwiastków, z których
składa się wszystko, co nas otacza. Astrofizycy i chemicy wykryli, że właściwości owych
pierwiastków w drodze procesu kosmicznego zrodzonych z wodoru – owej materii prapoczątku –
musiały nieodzownie pociągnąć za sobą zjawisko ich łączenia się w cząsteczki o coraz bardziej
złożonej strukturze. Zresztą współczesne obserwacje astronomiczne dowiodły, że dzieje się to nadal
w wolnym wszechświecie. Na powierzchni planet – których siły grawitacyjne powodowały przecież
skupienie cząsteczek na bardzo ciasnej przestrzeni – proces ten przebiegał zapewne znacznie
szybciej.
W ostatnim czasie biochemicy i ewolucjoniści wielokrotnie odpierali zarzuty (znane zresztą od
dziesięcioleci), że nie jest prawdopodobne, iżby na zasadzie tej samej wewnętrznej prawidłowości
łączenie cząsteczek musiało się dokonywać aż do momentu osiągnięcia takiego poziomu
złożoności, który zainicjował początek biologicznej fazy rozwoju. W związku z tym
niedostatecznie bądź jednostronnie wykształceni oponenci rozpowszechniają po dziś dzień różne
statystyczne "kontrargumenty". Ale kto gotów jest zapoznać się z konkretnymi wynikami
doświadczeń i obserwacji, łatwo się przekona, że pod wpływem praw natury materia musiała
wytworzyć nie tylko układy słoneczne i drogi mleczne, lecz również żywe struktury. Przyjmując
istniejące prawa natury i materię taką, jaka jest, oraz zakładając dostatecznie długi czas, dojść
można tylko do wniosku, że powstanie życia było nie tylko prawdopodobne, lecz wręcz
nieuniknione.
W książce tej przedstawiamy pogląd, że dotyczy to również naszego ducha. Jestem głęboko
przekonany, że materiał naukowy, jakim obecnie dysponujemy, pomimo wszelkich luk w naszej
wiedzy wystarcza do udowodnienia, iż materia w toku tej samej ewolucji musiała nieuchronnie
wytworzyć także zjawiska psychiczne – odczucia i uczucia, procesy postrzegania, a wreszcie
świadomość.
Z chwilą gdy się zaakceptuje faktyczność ewolucji chemicznej i następującej po niej ewolucji
biologicznej, a także faktyczność postępu tej ewolucji w kierunku coraz bardziej złożonych struktur
i zdolności, pojawienie się zjawisk psychicznych w toku biologicznego rozwoju można tylko uznać
za konieczność.
Dobrze rozumiem, że taka teza musi zrazu wzbudzić więcej uprzedzeń i nieporozumień, aniżeli da
 się wyjaśnić w tym krótkim wstępie. Pragnąłbym więc zwięźle poruszyć dwie tylko sprawy.
Pierwsza dotyczy zarzutu "materializmu". Kto taki zarzut wysuwa przeciwko reprezentowanemu
tutaj stanowisku – to znaczy przeciwko włączeniu wymiaru psychicznego do przyrodniczego
procesu ewolucji – ten staje się wyznawcą owej ideologii, którą Ernest Bloch wykpiwał jako
"materializm toporny".
Trudno zaprzeczyć, że ten prymitywny wariant przyrodniczego myślenia odegrał kiedyś,
przejściowo, pewną rolę. Był to jednak impas, który przezwyciężono już od trzech generacji. Nie
powinno się więc wypominać wiedzy przyrodniczej tego grzechu dzieciństwa, któremu zresztą
nawet w najgorszym okresie uległa tylko część jej przedstawicieli. Ale na myśli mam nie tę
prymitywną ideologię.
Nie bez powodu stwierdziłem przed chwilą, że zaakceptowanie faktu chemicznej i biologicznej
ewolucji stanowi podstawę do zrozumienia prezentowanego tutaj stanowiska. Nie wolno bowiem
zapomnieć, że przez całe wieki w sposób wręcz groteskowy nie docenialiśmy materii, a przyczynę
tego stanu można bardzo łatwo znaleźć w dziejach myśli ludzkiej. Przez długi czas to lekceważące
nastawienie niepotrzebnie hamowało wgląd w naturę tego świata.
Kto upiera się przy błędnym rozumieniu materii, dla kogo pojęcie to obciążone jest tylko
ideologicznym skojarzeniem, ten naturalnie bardzo prędko natrafi na trudności przy rozpatrywaniu
nowoczesnych rezultatów wiedzy przyrodniczej, a już na pewno nastąpi to, kiedy będzie rozważał
nad przejściem od ewolucji chemicznej do biologicznej. Jednakże ten, kto prześledzi cały rozwój
wstecz aż do jego początków, musi uznać, że bardzo niesprawiedliwie traktowaliśmy materię.
Odkryje on w budowie atomu wodoru – owej materii prapoczątku, z której powstało wszystko, co
dzisiaj istnieje – wyraźne wskazanie na przyczynę świata znajdującą się poza naszą
rzeczywistością.
1
Czyżby mianem "biologizmu" należało określić pogląd, że w procesie ewolucji musiał nastąpić taki
moment, w którym rezultatem dalszego rozwoju biologicznego było powstanie zjawisk
psychicznych? Owszem, ale tylko wówczas, gdyby jego wyznawca jednocześnie zaprzeczał, jakoby
było to jednoznaczne z otwarciem się całkowicie nowego wymiaru rzeczywistości. Kto rozumuje
biologistycznie, to znaczy, kto sądzi, że sprawy duszy wyjaśnić można w kategoriach biologicznych
– na przykład wyłącznie jako szczególnie skomplikowaną formę procesów fizjologicznych – ten nie
zrozumiał, czym jest ewolucja.
Istotą tej uniwersalnej ewolucji, która jest przecież identyczna z historią świata, jest to, że w sposób
filogenetycznie nieuchronny to, co nowe, nakłada się warstwami na to, co stare. Właśnie
warstwami, jedna na drugiej. Nic z nieba nie spada. Nic, czego by przedtem nie było, nie pojawia
się nagle i niespodziewanie. W toku nieustającego procesu tworzenia nowe powstaje ze starego:
pierwiastki łączą się w cząsteczki o nowych, nie znanych dotąd właściwościach, rodzących szansę,
jakich nie można było przewidzieć. Jedną z tych możliwości było połączenie się określonych
cząsteczek w struktury zawierające w sobie reguły, na podstawie których one same powstały.
Doprowadziło to do zdolności całkiem nowego rodzaju: do zdolności samopodwajania, a tym
samym – w naszym współczesnym rozumieniu – do płynnego i rozciągniętego w czasie przejścia
od materii martwej do ożywionej.
Powstaje więc stale coś nowego. Gdyby nie to, świat do tej pory byłby jeszcze pusty. Ale nowe w
każdym przypadku, bez żadnego wyjątku, rodzi się na podłożu tego, co jest. Wypływa ze starego,
na każdym szczeblu tworzy się z przemiany dawnego. Każdy poszczególny krok sam w sobie
stanowi jak gdyby pewne zakończenie. Każdy poszczególny szczebel rozwoju zdaje się zamknięty
w sobie, pozornie doskonały. Przy całej wspaniałości zjawiska ewolucji może najbardziej
fascynującym jej przejawem jest to, że nigdy nie mogło dojść do stanu bezruchu, ponieważ każdy
osiągnięty szczebel oznaczał dla niej nowe możliwości wyjściowe.
A więc nasz duch – a jest to teza tej książki – musiał także zrodzić się z tego rozwoju. Jakież
mogłoby być inne źródło jego pochodzenia? Treścią niniejszej książki będzie oparta na dostępnym
 współcześnie materiale naukowym próba odtworzenia przebiegu rozwoju w momencie
decydującym dla tej przemiany. Nie będzie to oczywiście opis kompletny, lecz tylko szkic
najważniejszych ciągów rozwojowych. Ale możliwy do odtworzenia obraz jest dostatecznie
wyraźny, aby ten, kto patrzy bez uprzedzeń, mógł nabrać zadowalającego przekonania, że
powstanie naszej świadomości odbyło się w sposób naturalny.
I jeszcze jeden ważny punkt: w pierwszej chwili wydaje się, że dla osiągnięcia wyznaczonego tu
celu trzeba po prostu przyjrzeć się budowie ludzkiego mózgu, a przede wszystkim jego
filogenetycznemu rozwojowi, słowem, że to wystarczy, aby dowiedzieć się, w jaki sposób ewolucja
mogła wznieść się z poziomu biologicznego na poziom psychiczny. Otóż my będziemy stale sięgać
do tego ważnego źródła informacji, ale zachowamy przy tym dużą ostrożność, opierając się tylko
luźno na danych anatomicznych i fizjologicznych. Gdy bowiem ktoś usiłuje wyprowadzać ewolucję
wymiaru psychicznego z anatomii naszego centralnego układu nerwowego, naraża się nieustannie
na niebezpieczeństwo mylenia przyczyny ze skutkiem. Nie wolno nam zapominać, że korzenie
świadomości są zapewne starsze od wszystkich mózgów.
Ten etap rozwoju, o którym mowa w tej książce, można zrozumieć tylko wówczas, gdy się pamięta,
że mózg jest narzędziem myślenia, a nie jego przyczyną. Nie jest tak, że mózg nasz "wynalazł"
myślenie, raczej jest przeciwnie. Podobnie to nie nogi wynalazły chodzenie i nie oczy wytworzyły
światło. Powstanie nóg w toku ewolucji było skutkiem potrzeby szybkiego poruszania się na
suchym lądzie. Wykształcenie się oczu było reakcją na możliwość posłużenia się światłem
słonecznym do orientacji.
Zupełnie tak samo poszczególne części naszego mózgu, krok za krokiem i ze stopnia na stopień,
stanowiły odpowiedź ewolucji na możliwości pojawiające się w każdym z osiągniętych stadiów
rozwoju. Różniące się między sobą pod względem funkcjonalnym – a także wieku – podstawowe
części naszego mózgu wprawdzie do dnia dzisiejszego jeszcze odzwierciedlają trzy najważniejsze
kroki, dzięki którym ewolucja wzniosła się z poziomu biologicznego na psychiczny, ale są one
rezultatem tego rozwoju, a w żadnym razie nie jego przyczyną.
Na wszelki wypadek jeszcze ostatnia uwaga: także na tej filogenetycznej i genetycznej drodze, po
której zamierzamy zbliżać się do zjawisk psychicznych, niemożliwe jest oczywiście znalezienie
odpowiedzi na pytanie, czym jest duch, świadomość czy też uczucie. Wymiar psychiczny jest
najwyższym szczeblem osiągniętym do tej pory przez ewolucję, w każdym razie tutaj, na Ziemi.
Ale w odróżnieniu od wszystkich dawniejszych poziomów rozwojowych jest to jedyny szczebel,
którego nie możemy rozpatrywać jak gdyby "od zewnątrz". Brak nam, jak by to nazwał teoretyk
ewolucjonizmu, sąsiadującego z nim, wyższego "poziomu meta", z którego jedynie obserwator
mógłby ogarnąć, czym jest to, co psychiczne.
Jedna rzecz odsłoni nam się niezwykle wyraźnie: gdy do dziedziny psychicznej podejdziemy w
ścisłym znaczeniu tego słowa "od spodu", gdy więc przemierzymy w myśli tę samą drogę, wzdłuż
której w ciągu ostatnich miliardów lat z biologicznych możliwości i potrzeb rozwinęły się na Ziemi
krok za krokiem funkcje psychiczne, to natychmiast rozpoznamy historyczną naturę naszej własnej
świadomości. Podobnie jak wszystko, co na tym świecie istnieje, świadomość ta ze wszystkimi
swymi osobliwościami jest wytworem realnej historii, sumą następujących po sobie ściśle
określonych i konkretnych wydarzeń, które ją zrodziły. Nasze myślenie i przeżywanie, nasze lęki i
nadzieje po dziś dzień noszą piętno owej historii.
1. Jednokomórkowce jako sondy mózgowe
Zmysł tropicielski drobnoustrojów
W początkach naszego stulecia pewien psychiatra z Wurzburga, który zresztą pozostał całkowicie
nieznany poza kręgiem fachowców, odkrył przy użyciu wagi szczególną funkcję najstarszej części
mózgu. Martin Reichardt, bo to o nim mowa, podówczas dyrektor Kliniki Chorób Nerwowych w
Wurzburgu, do swoich badań wykorzystał ponadto specjalne zdolności drobnego mikroorganizmu,
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  •