HP i Kamień piekieł

pdf > download > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia

HP i Kamień piekieł, gry

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HP i kamień piekieł
ROZDZIAŁ 1
Exoridium apologus*
Wiosenny wiatr sprawiał, że jego szaty
i włosy wirowały wokół niego. Było to cudowne
uczucie, jednak on nie zwracał na nie większej
uwagi. Jego dusza wrzeszczała z bólu. Dopiero,
co odzyskane uczucia zaczęły walczyć z czarnym
draconem. Zachwiał się, nadal stojąc na
grzbiecie Rutha i patrząc na oddalający się
coraz bardziej zamek. W pewnym momencie, nie
był pewny, w jakim dokładnie, upadł na miękkie
łuski, przyciskając dłonie do miejsca, gdzie
powinno być serce… Ponieważ to one najbardziej
bolało.
Serpens, wychylając się zza rękawa,
syczał uspokajająco. Szkarłatno-srebrzysty smok
przymknął oczy i przeszedł
pomiędzy
. Znaleźli
się w zupełnie nieznanej Harry’emu okolicy.
Wszystko porośnięte było wysokimi, nieco
egzotycznymi drzewami. Czuło się dziwną
energię, rozchodzącą się na wszystkie strony.
Smok wylądował na jednej z licznych
polan. Czarnowłosy sturlał się z jego grzbietu,
upadając na miękką trawę. Zwinął się w kłębek,
słysząc szum i syki. Na policzkach nadal miał
łzy, choć te już dawno przestały lecieć z jego
oczu. Czuł, jak jego dusza jest rozdzierana na
dwie części. Nie było to przyjemne uczucie,
wręcz przeciwnie. Wszystko wokół było zamazane,
ale jakimś cudem dojrzał, że Ruth ułożył się
wokół niego, jakby chcąc go pocieszyć swoją
obecnością.
-
„Jesteś kochany przyjacielu”
- ledwo udało mu
się to przesłać telepatycznie, gdy nagła fala
bólu znów go zalała. Jednak teraz nie cierpiała
jedynie dusza.
Zwinął się w kłębek mocniej, drżąc.
Czarny dracon powoli przejmował nad nim
kontrolę, wymazując na nowo odkryte uczucia.
Pionowe źrenice zwęziły się jeszcze bardziej,
przyjmując ciemnofioletowy kolor, zaś zielone
tęczówki zabarwiły się na krwawą czerwień.
Brzegi pazurów były srebrne, dokładnie takie,
jak ich końcówki.
- „
Jestem przy tobie Harry… Uda ci się
” -
usłyszał, będąc już na granicy wytrzymałości.
Nie krzyczał, nie wrzeszczał… Jedyne, na co
sobie pozwolił, to ciche syki.
„Zasłużyłem na to wszystko” pomyślał
niemal rozpaczliwie. „Zabijałem. Mordowałem.
Krzywdziłem…” wyliczał w duchu, zaciskając
dłonie w pięści. Ruth patrzył na niego, nie
będąc w stanie nic zrobić. Wiedział, że
wszystko zależy od H’ilsa. Zwinął się ciaśniej,
obejmując drżące ciało draconita. Skrzydła
Pottera przylegały płasko do pleców, zaś ogon
wił się na ziemi.
- „
Nie zasługuję na twoją dobroć
” - przekazał
Harry smokowi, powoli odchodząc od zmysłów.
Naprawdę tak sądził, przecież tyle złych rzeczy
zrobił.
- „
Nie mów tak
” - skarcił go przyjaciel,
spoglądając na niego ciepło jadowicie żółtymi
ślepiami. Serp, jakby wiedząc, o czym mówią,
zawinął się ciaśniej na ręce Vexatusa.
Liście na drzewach poruszały się,
rzucając cienie na ziemię. Ptaki zaprzestały
śpiewów, uciekając. Tak, choćby wiedziały, że
jakaś zła moc jest w pobliżu. Słońce chyliło
się ku horyzontowi, rzucając ostatnie, blado
pomarańczowe promienie wokoło. Już niedługo
miała nastać noc. Ruth podniósł łeb w górę, a
potem zamruczał uspokajająco, do wciąż drżącego
młodzieńca.
Harry nie potrafił tego przerwać. Czy
uczucia i dracon muszą ze sobą walczyć?
Dlaczego to robią? Nie potrafią się ze sobą
zgrać? Nie wiedział już, kiedy zamknął oczy.
Nie zamierzał jak na razie ich otwierać. Widok
czerni uspokajał go, jednak kojarzyło się to z
niezbyt przyjemnymi wspomnieniami.
On, jako bestia ma zaraz wbić szpony w
swoją ukochaną. Maria podnosi głowę i ukazują
się te piękne zielone oczy. Nie takie jak jego.
Jej są bardziej przejrzyste i jasne niczym
jutrzenka. Błyszczą w nich łzy, wydostające się
na zewnątrz i płynące w dół.
Kolejne wspomnienie, kiedy stał nad
Findelem i przyciskał go łapą do podłoża.
Pochylał się nad nim, czując to zdradzieckie
uczucie władzy i potęgi… Oraz chęć mordu.
Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się
napływających obrazów. To było zbyt podobne do
jego niegdysiejszych lekcji oclumencji. Uwagę
od tych obrazów i myśli odwróciło pieczenie
wewnętrznej strony dłoni. Otworzył ostrożnie
oczy, widząc wszystko zamazane. Jego smok spał,
pochrapując cicho. Zresztą sprawa z Serpem była
taka sama. Jego wzrok wyostrzył się i dopiero
teraz zauważył, że jest noc.
Dysząc ciężko, niczym po długim,
wyczerpującym biegu, spojrzał na swoje ręce.
Spływała po nich szkarłatno-czarna ciecz o
fioletowej poświacie. Zapach był bardzo
znajomy… Aż za bardzo. Jego głowę znów zalała
fala wspomnień.
Czuł jak zwierzęca natura przejmuje nad
nim kontrolę. Z jego gardła wydobył się
wściekły warkot, a dłonie zaciskały się i
rozwierały, niczym drapieżne szpony. Rzucił się
na Śmierciożerców, rozcinając ich pazurami. Po
całej walce stanął na samym środku pobojowiska,
wbijając w ziemię miecz. Wokół mnóstwo
poranionych ciał. W powietrzu unosił się zapach
krwi, drażniący jego zmysły.
To było wtedy, kiedy jakiś Śmierciojad
chciał zabić Tonks Avadą. Wpatrywał się niczym
zahipnotyzowany w lepką ciecz. Pokrywała
dłonie, przebijał się przez nią srebrzysty
blask jego szponów. Skapywała powoli kropelkami
na zieloną trawę, oświetlaną przez wiszący już
na granatowym niebie księżyc.
Harry zwinął się w kłębek, nawet nie
próbując zatamować krwawienia. Zasługiwał na
to. Nie będzie robić nic, co pomogłoby mu. Och,
jak bardzo na to zasługiwał. Nie wiedział już,
czy to czarny dracon przejął nad nim kontrolę,
czy uczucia przedarły się wreszcie przez te
żelazne zasłony okalające serce. Nie czuł nic.
Nawet zimna, chłodu, miłości czy ciepła.
Kompletnie nic.
I nic nie przedrze się przez stalowy
mur
I żadne uczucie do głosu nie dojdzie
Dusza zostanie zamknięta za murem
Nigdy słowem nie odezwie się już
Serce zamarznie na wieki, na zawsze
Lecz nawet zimna wcale nie odczuje
Zgaśnie ogień
Zamarznięte wspomnienie
Ciągle żywe w pamięci zostanie
Zbrodnie przypomną o sobie w momencie
I dusza znów zostanie chłodna
Nie wiadomo, czy w ogóle odżyje kiedyś*
Przypomniał mu się owy wiersz. Kochał
wiersze… Ale czy jeszcze może powiedzieć takie
coś? Kocha… Kocha… Nic, pustka. Żadnego nawet
najmniejszego uczucia ciepła. Wtedy
przynajmniej był chłód i obojętność, a teraz…
Teraz już zupełnie nic. Drżał, lecz nie
wiedział, z czego. Wiatr mu nie przeszkadzał,
mimo iż był bardzo natarczywy.
Zamknął oczy, chcąc pogrążyć się w
ciemnościach. Chcąc zapomnieć o tym, co zrobił.
Zabijał… Dziwne, to słowo nic dla niego już nie
znaczyło. Zmęczony wkrótce usnął, nieświadom,
że już wkrótce spełni się jego prośba. Spełni
się, lecz będzie mieć duże konsekwencje.
Hermiona szła przez korytarz
przygaszona. Jej blada cera niemal świeciła w
mroku, a żółte oczy wyrażały smutek oraz ból.
Tak bardzo tęskniła za swoim chłopakiem.
Chciała się teraz do niego przytulić i
usłyszeć, że wszystko jest w porządku. Coś
ścisnęło ją za gardło. Otarła spływające,
krystaliczne łzy wierzchem dłoni, odwracając
głowę.
Wtedy to zobaczyła. Spory kształt
oddalał się coraz bardziej. Zaskoczona stanęła,
obserwując go. Dotarło do niej, że owym
kształtem jest… smok! Otworzyła usta, ale zaraz
zerwała się do biegu. Biegła nie zwalniając ani
trochę. Musiała jak najszybciej dostać się do
pokoju kuzyna.
W końcu do niego dotarła. Wpadła tam
jak burza. Natychmiast rzuciło jej się w oczy
to, że pomieszczenie jest puste, nie licząc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  •