HT096. Berenson Laurien - Talizman

pdf > download > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia

HT096. Berenson Laurien - Talizman, Harlequin Temptation

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LAURIEN BERENSON
Talizman
Talisman
Tłumaczyła: Małgorzata Fabianowska
Rozdział 1
– Wierzcie mi, kolczatka nie jest średniowiecznym narzędziem tortur –
powiedziała Kelly Ransome, rozglądając się po klasie, by sprawdzić, jakie
wrażenie robi na słuchaczach jej wykład. Szesnastu właścicieli psów
zgromadzonych w sali Szkoły Tresury Ransome z uwagą chłonęło jej słowa. Był to
pierwszy wykład letniego semestru i na razie Kelly mogła być zadowolona – w
oczach kursantów dostrzegła prawdziwe zainteresowanie.
Nie łudziła się, że to wyłącznie jej niepozorna osoba przyciąga uwagę. Nie
była brzydka – miała szczupłą, zgrabną sylwetkę, delikatne rysy, łagodne
orzechowe oczy i włosy w odcieniu miodu, ostrzyżone na pazia. Temu wyglądowi
odpowiadał sportowy, swobodny styl ubioru – luźne spodnie khaki i bawełniana
koszulka. Nie należała do osób, które przyciągają spojrzenia. Skupiał je natomiast
wielki, czarny, potężnie umięśniony doberman, karnie siedzący u jej lewej nogi.
– Jak widzicie, Thor nosi kolczatkę i wcale nie wygląda na nieszczęśliwego
– powiedziała, opuszczając rękę i drapiąc psa pomiędzy sterczącymi uszami.
Thor zerknął na nią z uwielbieniem. – Oczywiście obroża musi być
właściwie użyta. Nie może dusić psa, ma natomiast wzmagać jego karność.
Dlatego stanowi niezbędną pomoc w tresurze, zwłaszcza psów, dla których
wszystko, co się rusza, to nieprzyjaciel.
Nerwowy śmieszek przebiegł po sali i Kelly wiedziała, że kontakt został
nawiązany.
– Na początek powiemy sobie o kilku podstawowych zasadach, które ułatwią
wam porozumienie z ulubieńcami. Pierwszą komendą, jaką przećwiczymy, będzie
„siad”. Zobaczycie, że nie jest to trudne.
Kelly wyjaśniała, demonstrując ćwiczenia z Thorem. Doberman wypełniał
jej polecenia wzorowo i z ochotą, dając zebranym znakomity przykład efektów
treningu posłuszeństwa. Kiedy wszystko zostało już omówione, Kelly opuściła rękę
z dłonią skierowaną w dół. Thor zareagował natychmiast, kładąc się karnie. Ręka
wykonała prawie niedostrzegalny ruch – i oto wielki pies posłusznie ułożył pysk
między łapami w pozycji „waruj”.
Teraz przyszła kolej na kursantów i ich pupilów. Kelly przyglądała się im
uważnie. Wprawnym okiem wyróżniła trzy psy, które jej zdaniem będą wymagały
specjalnej uwagi – potężnego husky z lekko zezującymi niebieskimi oczami,
dobermankę, która wyszczerzyła kły, zaledwie weszła do sali, i półrocznego
rottweilera, którego rozrośnięte ciało zabawnie kontrastowało z młodzieńczą chęcią
do zabawy.
Ostatniej parze Kelly poświęciła najwięcej uwagi. Wyjątkowo zainteresował
ją nie tylko pies, lecz także jego właściciel.
Zmarszczyła brwi, widząc, jak rozdokazywany rottweiler skacze wokół
swego pana, na próżno usiłującego przywołać go do porządku. Zerknęła szybko na
innych, ale radzili sobie jak na początek zupełnie nieźle.
Teraz mogła spokojnie przyjrzeć się mężczyźnie. Już wcześniej, kiedy
wchodził do sali, zwróciła uwagę na jego koci, sprężysty krok i grzywę
niesfornych, jasnych kędziorów. Był wysoki, szczupły, o wąskich biodrach,
opiętych ciasnymi dżinsami. Już to wystarczyło, by jej puls zaczął bić szybciej – a
jeszcze te złote loki! Natomiast twarz, która wyglądała spod nich, była tak
skupiona i poważna, że niemal psuło to jej urodę. Prosty nos, mocna szczęka i
zdecydowane usta mówiły o uporze i solidności. Brwi miał równie jasne jak włosy,
za to rzęsy ciemne i gęste. Koloru oczu nie mogła dostrzec, gdyż ich spojrzenie
skierowane było w dół, na niesfornego szczeniaka.
Eric. Eric Devane, przypomniała sobie dane z formularza.
Nagle mężczyzna uniósł głowę i napotkał jej spojrzenie. Oczy miał szare, w
odcieniu starego srebra. Na ich widok Kelly poczuła dziwny dreszcz. Miała
nadzieję, że Devane odwróci wzrok, ale wpatrywał się w nią uparcie. Uniosła
pytająco brwi.
Nagle rozległo się donośne „wuf”. Mężczyzna zachwiał się, szarpnięty
smyczą. Kelly uśmiechnęła się z ulgą i przeszła do następnej pilnie ćwiczącej pary.
Pomoc przyszła w samą porę.
Stało się, pomyślał Eric. Od początku nie wierzył w ten pomysł. Kiedy Jess
zadzwoniła z Nowego Jorku z wiadomością, że znalazła treserkę dla Dodgera,
próbował ją przekonać, że nie powinna organizować mu życia wbrew jego woli.
Niestety, kiedy ukochana siostrzyczka wkraczała do akcji, logiczne argumenty
traciły moc.
Jess zawsze potrafiła go uszczęśliwić. Kiedy tylko usłyszała, że
przeprowadza się do małego, sennego Woodbury w stanie Connecticut,
natychmiast uznała, że potrzebny mu będzie pies – obrońca i towarzysz. Zupełnie
jakby przenosił się do pustelni w dzikich lasach Amazonii! Gdyby zamieszkał w
mieście, natychmiast zaproponowałaby mu kota. To byłoby jeszcze do przyjęcia.
W apartamentach na Manhattanie, w których się wychowali, zawsze trzymano
jakieś pokojowe zwierzątka. Ale stan Connecticut kojarzył się jego siostrze z
dziczą, w której wielki pies mógł być jedynym stróżem i kompanem.
Ów „wielki pies” okazał się tłustym, piszczącym szczeniakiem, którego
sześć tygodni temu znalazł w koszyku na progu. Co prawda Dodger rósł jak na
drożdżach, ale na razie sprawiał same kłopoty.
Eric udał się na zajęcia do Szkoły Tresury Ransome bez większej nadziei, ale
spodobała mu się Kelly i jej spokojne, racjonalne podejście do sprawy psiej nauki.
Przyglądał się jej z przyjemnością, gdyż była zupełnie inna niż miejskie
dziewczyny, które znał – zapatrzone w siebie i w swoje kariery. Zdążył już na tyle
poznać stosunki na prowincji, by zorientować się, iż Kelly różni się także od
większości tutejszych kobiet. Te bowiem korzystały z każdej okazji, by przenieść
się do miasta, a jeśli im się to nie udało, młodo wychodziły za mąż. Wkrótce,
otoczone gromadką dzieci, zapominały o swoich ambicjach albo też wplątywały się
w zawiłe i męczące sprawy rozwodowe.
Eric westchnął, kolejny raz stwierdzając, że jego własne perspektywy jako
trzydziestodwuletniego kawalera wcale nie są lepsze.
W zamyśleniu popatrzył na Kelly Ransome, przechadzającą się po sali.
Miała zdecydowany krok i oszczędne ruchy kogoś, kto nie zwykł tracić energii na
próżno. Z przyjemnością przyglądał się lśniącym, jasnym włosom i lekko opalonej,
nie umalowanej twarzy. Spod ciemnych rzęs bystro patrzyły orzechowe oczy ze
złotawymi cętkami. Znów odruchowo porównał ją z nowojorskimi elegantkami w
wytwornych strojach. Kelly Ransome była naturalna aż do przesady.
Sprawdzając postępy grupy, Kelly doszła do miejsca, gdzie stali Eric z
Dodgerem. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak wysoki i silny jest ten mężczyzna.
Sprawiał wrażenie kogoś, kto wie, czego chce, i zwykle to dostaje.
– Jakieś problemy? – zapytała.
Dodger, zachwycony nowym towarzystwem, natychmiast podskoczył,
usiłując polizać ją po twarzy. Zawstydzony właściciel próbował odciągnąć go na
smyczy, ale szczeniak zignorował go, uparcie drapiąc łapami spodnie Kelly.
– To chyba widać – mruknął Eric przez zaciśnięte zęby. Na liście osób,
wobec których najbardziej obawiał się kompromitacji, atrakcyjne kobiety
figurowały aa pierwszym miejscu.
– Leżeć! – zakomenderowała cichym, lecz stanowczym głosem i mocno
szarpnęła kolczatkę. Zaskoczony pies przysiadł u jej stóp.
Eric wydawał się równie zaskoczony jak jego pupilek.
– Użyłaś czarów, prawda?
– Nie, to tylko doświadczenie – uśmiechnęła się. – Pokazałam mu, gdzie jest
jego miejsce w hierarchii. Problem polega na tym, że twój pies myśli, iż on tu jest
panem.
– On nie myśli, on po prostu to wie.
– W takim razie musimy wyprowadzić go z błędu.
– Ha, łatwo ci mówić – westchnął Eric, wskazując ruchem głowy spokojnie
leżącego Thora. – Z zazdrością patrzę na twojego dobermana. Wydaje się, jakby w
ogóle nic go nie obchodziło.
Nie był pierwszą osobą, która tak myślała. Wiedziała, że nie obejdzie się bez
wyjaśnień.
– Właściciel Thora chciał się go pozbyć – powiedziała powoli. – Kiedy go
wzięłam, był zaniedbany i tak agresywny, że nawet Towarzystwo Ochrony Praw
Zwierząt zakwalifikowało go do uśpienia. Dopiero po pół roku mogłam mu zaufać
na tyle, by odwrócić się do niego plecami. Po następnych sześciu miesiącach
przestał uważać każdego człowieka za wroga, a każdego innego psa za łakomy
kąsek do pożarcia. Teraz śpi ze mną w łóżku. Tak, panie Devane, początki bywają
bardzo trudne – zakończyła i wyciągnęła rękę. Z ulgą oddał jej smycz.
– Mam na imię Eric.
Kelly kiwnęła głową, ale jej uwaga skupiona już była na psie. Dodger
zdawał się przewidywać, że coś się święci, gdyż znieruchomiał i czujnie zastrzygł
uszami.
Eric stłumił pomruk niechęci. Ta czarodziejka nie zdążyła jeszcze nic zrobić,
a potwór już zmienił się aniołka. Mało tego, w brązowych psich oczach,
wpatrzonych w treserkę, zobaczył głębokie uwielbienie.
– No dobrze, młodzieńcze – powiedziała energicznie Kelly, skracając smycz
– zobaczymy, na co cię stać. Siad! – nakazała, chwytając kolczatkę i zaciskając ją.
Jednocześnie drugą ręką klapnęła lekko Dodgera po zadzie. Rottweiler usiadł
prawie bez oporu.
– Dobry piesek! – powiedziała z zadowoleniem, luzując kolczatkę. Pies
momentalnie zerwał się na nogi, radośnie machając krótkim ogonem. W nagrodę
Kelly podrapała go za uszami.
– Czy nie przesadziłaś z tymi wyrazami uznania? Przecież on nie zdążył
jeszcze na dobre usiąść!
– Ale siedział przez moment i to się liczy. Zresztą nie zakazałam mu wstania
– wyjaśniła.
– A właściwie dlaczego?
– Ponieważ nie wiedziałby, o co mi chodzi.
– Kazałaś mu siadać, choć też nie wiedział, o co chodzi – nie ustępował Eric.
– Jedna nowość wystarczy.
– I uważasz, że skoro na chwilę klapnął swoim tłustym zadkiem na podłogę,
już należy mu się nagroda?
W odpowiedzi Kelly raz jeszcze kazała psu siadać, po czym nagrodziła dwie
sekundy posłuszeństwa minutą pieszczot. Było jasne, że transakcja okazała się dla
Dodgera bardzo korzystna.
– Teraz spróbuj ty – powiedziała, wręczając smycz Ericowi.
Miał nieodparte wrażenie, że każde z nich ma do czynienia z zupełnie innym
psem. Kiedy ujął smycz, szczeniak natychmiast powrócił do swego najbardziej
nieznośnego wcielenia.
– Bądź stanowczy – doradziła. – Chwyć go krócej przy szyi. Musi czuć, że
możesz w każdej chwili nad nim zapanować.
Mężczyzna spojrzał na nią bezradnie. Pasmo złotych włosów spadło mu na
oczy. Kelly, ku swojemu zaskoczeniu, poczuła nieodpartą ochotę, by odgarnąć je
troskliwym ruchem.
Desperacja Erka przeszła w złość.
– Gdybym wiedział, jak to robić, nie byłoby mnie tu, tylko siedziałbym w
domu i patrzył, jak Dodger rozkopuje rabatki w ogrodzie – prychnął, gwałtownym
ruchem odrzucając włosy z czoła.
Im bardziej się irytował, tym bardziej opanowana stawała się Kelly.
– Nie miej do mnie pretensji, próbowałam ci tylko pomóc – powiedziała
uspokajająco.
– W takim razie za mało próbowałaś! Ten potwór zamienił ostatnie sześć
tygodni mojego życia w istne piekło i straciłem już nadzieję, że cokolwiek się
zmieni.
– Przecież dopiero zaczęliśmy...
– Wiem! – wybuchnął, szarpiąc się z psem, który kręcił się koło jego nóg,
ciasno oplątując je smyczą. – Wątpię, czy dotrwam do końca.
Kelly uśmiechnęła się na widok jego tragicznej miny i chwyciwszy Dodgera
za obrożę, zmusiła go, by uwolnił swego pana z pułapki.
– Stanowczo zbyt łagodnie go traktujesz – powiedziała. – On świetnie to
wyczuwa, dlatego cię wykorzystuje.
– Wstrętny, cwany kundel – mruknął Eric, patrząc wrogo na psa, który
siedział ziejąc radośnie, wyraźnie zadowolony z siebie.
– Nie cwany kundel, tylko mądry rottweiler – poprawiła go. – A to duża
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  •