HT114. Kaiser Janice - Szalona jak wiatr, Harlequin Temptation
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JANICE KAISER
SZALONA JAK WIATR
Tytuł oryginału Wild like The Wind
PROLOG
Julia Powell przechodząc wczesnym rankiem przez
hol na piętrze rezydencji ojca na Long Island, po-
prawiła pasek przy kaszmirowym szlafroku. Chciała
choć na chwilę zajrzeć do Zary. Potem szybko ubierze
się i przygotuje do wyjścia.
Zdawała sobie sprawę, że nie powinna być nadopie-
kuńcza w stosunku do córeczki. Zara, podobnie jak
większość małych dzieci, miała żywe usposobienie
i lubiła ciągle być w ruchu. Julia bezustannie usiłowała
zainteresować małą spokojniejszymi zajęciami, takimi
jak słuchanie bajek i rysowanie.
W dziecinnej sypialni Julia podniosła z ziemi różo-
wą satynową poduszkę, która spadła z łóżeczka,
i uśmiechnęła się czule. Widok Zary, pogrążonej
w głębokim śnie, był rozbrajający.
Jej córeczka wyglądała uroczo i niewinnie. Drobna
i krucha, była prześlicznym dzieckiem. Po rodzinie
Powellów odziedziczyła błękitne oczy, szlachetne rysy
twarzy i delikatną budowę, a po Dajanich - ciemne
włosy i egzotyczną, wschodnią cerę. Kasim był nie-
zwykle przystojnym mężczyzną. Już teraz było wi-
dać, że mała, mając urodziwych rodziców, wyrośnie
na prześliczną kobietę. Julia nie potrafiła odpowie-
dzieć sobie na podstawowe pytanie: czy córka zostanie
wychowana w kulturze amerykańskiej, czy arabskiej?
Czułym gestem odgarnęła z buzi dziecka ciemne
wijące się loki. Sama chciałaby móc spać tak smacznie
jak Zara. Targana niepokojem o los córki, spędzała
bezsenne noce. Zazdrościła innym rodzicom, którzy
mieli na głowie tylko zwykłe kłopoty, towarzyszące na
co dzień wychowywaniu potomstwa.
Westchnęła głęboko. Jakoś nic nie układało się jej
pomyślnie. Ani młodość, ani małżeństwo. Ani tym
bardziej życie po rozwodzie. Musiała jednak uczciwie
przyznać, że nie powinno być to dla niej zaskoczeniem.
Ojciec dziesiątki razy ostrzegał ją przed Kasimem
Dajanim.
Julia opuściła pokój Zary. Do porannej wizyty
w kancelarii adwokackiej, mieszczącej się w centrum
Nowego Jorku, pozostało niewiele czasu. Przed wyjaz-
dem z domu musiała jeszcze się umyć i ubrać. Do tej
pory nie powiedziała ojcu o tym, że postanowiła
spotkać się z byłym mężem w obecności adwokatów
obu stron.
Wracając do swych pokojów, tych samych, które
zajmowała podczas każdego pobytu w domu na Long
Island, rzuciła okiem w dół przez balustradę wewnętrz-
nych schodów. Drzwi do biblioteki były otwarte,
a w środku paliło się światło. Oznaczało to, że ojciec
już wstał i zabrał się do pracy. Zapewne, jak zawsze,
wysyłał faksem pisma do podwładnych, informując
o powziętych decyzjach i wydając polecenia, mogące
zaważyć na istnieniu całych korporacji. Julia miała
nadzieję, że wszechwładny Wilson Powell zjadł już
śniadanie. W przeciwnym razie spotkanie z nim przed
wizytą w kancelarii adwokackiej stanie się, niestety,
nieuniknione.
W sypialni zdjęła szlafrok i poszła do łazienki. Ze
wszystkich domów, które posiadał jej ojciec, najbar-
dziej lubiła rezydencje na Long Island. Po śmierci
matki rzadko odwiedzała dom w Wirginii. Mieszkała
najczęściej w Nowym Jorku lub w Kalifornii. Tak
działo się do chwili, w której w jej życie wkroczył
Kasim Dajani. Wówczas zmieniło się wszystko.
Julia wzięła prysznic i szybko się ubrała. W nocy,
leżąc bezsennie i myśląc o dzisiejszym spotkaniu,
postanowiła, że założy prosty kostium i upnie włosy
na karku. Nie zależało jej na tym, aby wyglądać
poważnie, lecz chciała przynajmniej w ten sposób
pokazać Kasimowi, jak dalece wyzwoliła się spod
jego wpływu. Nie znosił kobiet ubranych w kos-
tiumy. Swą młodą żonę zawsze chciał widzieć w suk-
niach pochodzących od najlepszych krawców, wy-
twornych, powiewnych i bardzo kobiecych. Teraz
jednak Julia już dłużej nie zamierzała zaspokajać
jego gustów.
Schodząc po schodach, zauważyła, że światło w bib-
liotece już się nie pali. Ojciec nigdy nie wychodził
z domu przed dziesiątą, musiał być więc w jadalni.
Zobaczyła go przy stole, pijącego poranną kawę. Na
widok córki odłożył trzymaną w ręku gazetę.
- Dzień dobry, tato.
Rzucił okiem na Julię i zmarszczka przecięła mu
czoło. Domyślił się, co oznacza jej strój.
- A więc zdecydowałaś się rozmawiać z tym łaj-
dakiem - powiedział z surową naganą w głosie.
- Jeśli masz na myśli Kasima, to tak. O ósmej
spotykam się z nim u mojego adwokata.
Wilson Powell westchnął głęboko.
- Dziecko, nie możesz dowierzać temu człowie-
kowi! Nigdy nie powinnaś tego robić. Ani przedtem,
ani teraz. Twoja rozmowa z nim to czysta strata
czasu.
- Tato, jestem mu winna...
- Nic nie jesteś winna! To on cię wykorzystał.
Uczynił swoją własnością. Mimo moich ostrzeżeń
wyszłaś za tego łajdaka. I co ci to dało?
- Zarę. - Głos Julii brzmiał spokojnie i czysto.
Wilson Powell upił następny łyk kawy. Milczał
przez chwilę. A kiedy się odezwał, mówił znacznie
spokojniejszym tonem.
- Sąd przyznał ci opiekę nad dzieckiem. Twój
rozwód jest zakończony. Każda dalsza rozmowa z tym
człowiekiem będzie oznaką twej słabości.
Zanim Julia zdążyła odpowiedzieć ojcu, do pokoju
weszła Rose. Wniosła tacę ze świeżymi, słodkimi
bułeczkami i dzbanek pomarańczowego soku.
- Proszę tylko o sok - powiedziała Julia do gos-
podyni.
- Spróbuj bułeczek. Upiekłam je specjalnie dla
ciebie.
- Dziękuję. Nie jestem głodna.
Rose nalała soku do szklanki i wyszła z pokoju.
Julia rzuciła okiem na ojca. Był postawnym mężczyzną
o nieco przysadzistej sylwetce i surowych rysach
twarzy. Miał na sobie koszulę z krawatem i długi,
rozpinany sweter.
Wilson Powell sprawiał wrażenie rozluźnionego.
Julia wiedziała jednak, że to tylko pozory. W każdej
minucie swej egzystencji był człowiekiem czynu. Dla
niego życie stanowiło jedno wielkie wyzwanie. Lubił
grę i towarzyszące jej ryzyko. Im stawki były wyższe,
tym czuł się lepiej.
Julia miała mu za złe takie postępowanie. Był
człowiekiem o niezwykle silnym charakterze, despo-
tycznym i władczym. Od śmierci żony, która zmarła na
raka, roztaczał nad córką stałą kontrolę. Ostro prze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
JANICE KAISER
SZALONA JAK WIATR
Tytuł oryginału Wild like The Wind
PROLOG
Julia Powell przechodząc wczesnym rankiem przez
hol na piętrze rezydencji ojca na Long Island, po-
prawiła pasek przy kaszmirowym szlafroku. Chciała
choć na chwilę zajrzeć do Zary. Potem szybko ubierze
się i przygotuje do wyjścia.
Zdawała sobie sprawę, że nie powinna być nadopie-
kuńcza w stosunku do córeczki. Zara, podobnie jak
większość małych dzieci, miała żywe usposobienie
i lubiła ciągle być w ruchu. Julia bezustannie usiłowała
zainteresować małą spokojniejszymi zajęciami, takimi
jak słuchanie bajek i rysowanie.
W dziecinnej sypialni Julia podniosła z ziemi różo-
wą satynową poduszkę, która spadła z łóżeczka,
i uśmiechnęła się czule. Widok Zary, pogrążonej
w głębokim śnie, był rozbrajający.
Jej córeczka wyglądała uroczo i niewinnie. Drobna
i krucha, była prześlicznym dzieckiem. Po rodzinie
Powellów odziedziczyła błękitne oczy, szlachetne rysy
twarzy i delikatną budowę, a po Dajanich - ciemne
włosy i egzotyczną, wschodnią cerę. Kasim był nie-
zwykle przystojnym mężczyzną. Już teraz było wi-
dać, że mała, mając urodziwych rodziców, wyrośnie
na prześliczną kobietę. Julia nie potrafiła odpowie-
dzieć sobie na podstawowe pytanie: czy córka zostanie
wychowana w kulturze amerykańskiej, czy arabskiej?
Czułym gestem odgarnęła z buzi dziecka ciemne
wijące się loki. Sama chciałaby móc spać tak smacznie
jak Zara. Targana niepokojem o los córki, spędzała
bezsenne noce. Zazdrościła innym rodzicom, którzy
mieli na głowie tylko zwykłe kłopoty, towarzyszące na
co dzień wychowywaniu potomstwa.
Westchnęła głęboko. Jakoś nic nie układało się jej
pomyślnie. Ani młodość, ani małżeństwo. Ani tym
bardziej życie po rozwodzie. Musiała jednak uczciwie
przyznać, że nie powinno być to dla niej zaskoczeniem.
Ojciec dziesiątki razy ostrzegał ją przed Kasimem
Dajanim.
Julia opuściła pokój Zary. Do porannej wizyty
w kancelarii adwokackiej, mieszczącej się w centrum
Nowego Jorku, pozostało niewiele czasu. Przed wyjaz-
dem z domu musiała jeszcze się umyć i ubrać. Do tej
pory nie powiedziała ojcu o tym, że postanowiła
spotkać się z byłym mężem w obecności adwokatów
obu stron.
Wracając do swych pokojów, tych samych, które
zajmowała podczas każdego pobytu w domu na Long
Island, rzuciła okiem w dół przez balustradę wewnętrz-
nych schodów. Drzwi do biblioteki były otwarte,
a w środku paliło się światło. Oznaczało to, że ojciec
już wstał i zabrał się do pracy. Zapewne, jak zawsze,
wysyłał faksem pisma do podwładnych, informując
o powziętych decyzjach i wydając polecenia, mogące
zaważyć na istnieniu całych korporacji. Julia miała
nadzieję, że wszechwładny Wilson Powell zjadł już
śniadanie. W przeciwnym razie spotkanie z nim przed
wizytą w kancelarii adwokackiej stanie się, niestety,
nieuniknione.
W sypialni zdjęła szlafrok i poszła do łazienki. Ze
wszystkich domów, które posiadał jej ojciec, najbar-
dziej lubiła rezydencje na Long Island. Po śmierci
matki rzadko odwiedzała dom w Wirginii. Mieszkała
najczęściej w Nowym Jorku lub w Kalifornii. Tak
działo się do chwili, w której w jej życie wkroczył
Kasim Dajani. Wówczas zmieniło się wszystko.
Julia wzięła prysznic i szybko się ubrała. W nocy,
leżąc bezsennie i myśląc o dzisiejszym spotkaniu,
postanowiła, że założy prosty kostium i upnie włosy
na karku. Nie zależało jej na tym, aby wyglądać
poważnie, lecz chciała przynajmniej w ten sposób
pokazać Kasimowi, jak dalece wyzwoliła się spod
jego wpływu. Nie znosił kobiet ubranych w kos-
tiumy. Swą młodą żonę zawsze chciał widzieć w suk-
niach pochodzących od najlepszych krawców, wy-
twornych, powiewnych i bardzo kobiecych. Teraz
jednak Julia już dłużej nie zamierzała zaspokajać
jego gustów.
Schodząc po schodach, zauważyła, że światło w bib-
liotece już się nie pali. Ojciec nigdy nie wychodził
z domu przed dziesiątą, musiał być więc w jadalni.
Zobaczyła go przy stole, pijącego poranną kawę. Na
widok córki odłożył trzymaną w ręku gazetę.
- Dzień dobry, tato.
Rzucił okiem na Julię i zmarszczka przecięła mu
czoło. Domyślił się, co oznacza jej strój.
- A więc zdecydowałaś się rozmawiać z tym łaj-
dakiem - powiedział z surową naganą w głosie.
- Jeśli masz na myśli Kasima, to tak. O ósmej
spotykam się z nim u mojego adwokata.
Wilson Powell westchnął głęboko.
- Dziecko, nie możesz dowierzać temu człowie-
kowi! Nigdy nie powinnaś tego robić. Ani przedtem,
ani teraz. Twoja rozmowa z nim to czysta strata
czasu.
- Tato, jestem mu winna...
- Nic nie jesteś winna! To on cię wykorzystał.
Uczynił swoją własnością. Mimo moich ostrzeżeń
wyszłaś za tego łajdaka. I co ci to dało?
- Zarę. - Głos Julii brzmiał spokojnie i czysto.
Wilson Powell upił następny łyk kawy. Milczał
przez chwilę. A kiedy się odezwał, mówił znacznie
spokojniejszym tonem.
- Sąd przyznał ci opiekę nad dzieckiem. Twój
rozwód jest zakończony. Każda dalsza rozmowa z tym
człowiekiem będzie oznaką twej słabości.
Zanim Julia zdążyła odpowiedzieć ojcu, do pokoju
weszła Rose. Wniosła tacę ze świeżymi, słodkimi
bułeczkami i dzbanek pomarańczowego soku.
- Proszę tylko o sok - powiedziała Julia do gos-
podyni.
- Spróbuj bułeczek. Upiekłam je specjalnie dla
ciebie.
- Dziękuję. Nie jestem głodna.
Rose nalała soku do szklanki i wyszła z pokoju.
Julia rzuciła okiem na ojca. Był postawnym mężczyzną
o nieco przysadzistej sylwetce i surowych rysach
twarzy. Miał na sobie koszulę z krawatem i długi,
rozpinany sweter.
Wilson Powell sprawiał wrażenie rozluźnionego.
Julia wiedziała jednak, że to tylko pozory. W każdej
minucie swej egzystencji był człowiekiem czynu. Dla
niego życie stanowiło jedno wielkie wyzwanie. Lubił
grę i towarzyszące jej ryzyko. Im stawki były wyższe,
tym czuł się lepiej.
Julia miała mu za złe takie postępowanie. Był
człowiekiem o niezwykle silnym charakterze, despo-
tycznym i władczym. Od śmierci żony, która zmarła na
raka, roztaczał nad córką stałą kontrolę. Ostro prze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]