HM - Powrot nauczyciela tanca, Ebooki z podarków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Mankell HennigPowrót nauczyciela tańca:Henning Mankell (ur. 1948) - jeden z najpopularniejszych pisarzy szwedzkich, dziennikarz iczłowiek teatru; stał się sławny dzięki kryminałom, których bohaterem jest komisarz KurtWallander. Cykl miał wiele ekranizacji, w tym 26-odcinkowy szwedzki serial telewizyjnyoraz nowy serial produkcji brytyjskiej.Książki Mankella publikowane są w trzydziestu dziewięciu krajach i rozeszły się w milionachegzemplarzy. Nakładem W.A.B, ukazało się dotychczas dwanaście jego powieści dladorosłych, w tym tytuły spoza serii o Wallanderze - Comedia infantil (2008), Chińczyk(2009) oraz Powrót nauczyciela tańca (2011). W przygotowaniu są kolejne książkikryminalne autora, m.in. Nim nadejdzie mróz.Pisarz zdobył wiele wyróżnień literackich, m.in. Europejską Nagrodę Literatury Kryminalnej„Ripper Award" (2008) oraz Erich-Maria-Remarque Friedenspreis za szczególne zasługi wobronie praw człowieka (2009). Mankell odnosi też sukcesy jako twórca literatury dziecięcej imłodzieżowej, za którą został uhonorowany Nagrodą Astrid Lindgren (1996). WydawnictwoW.A.B, opublikowało jego cykl książek o nastoletnim Joelu.Powieści z Kurtem Wallenderem:Morderca bez twarzy 1991 (W.A.B. 2004)Psy z Rygi 1992 (W.A.B. 2006) •Biała lwica 1993 (W.A.B. 2005)Mężczyzna, który się uśmiechał 1994 (W.A.B. 2007)Fałszywy trop 1995 (W.A.B. 2002)Piąta kobieta 1996 (W.A.B. 2004)O krok 1997 (WA.B. 2006)Zapora 1998 (WAB. 2008)Niespokojny człowiek 2009 (WA.B. 2010)oraz zbiór opowiadań Piramida 2000 (tom I: Cios, Szczelina, tom II: Mężczyzna na plaży,Śmierć fotografa, tom III: Piramida, seria: Zima z Kryminałem, 2011)Cykl o Joelu:Pies, który biegł ku gwieździe 1990 (WA.B. 2008)Cienie rosną o zmierzchu 1991 (WA.B. 2009)Chłopiec, który spał pod pierzyną ze śniegu 1996 (WA.B. 2009)Podróż na koniec świata 1998 (WA.B. 2010)Tytuł oryginału: Dansldrarens aterkomst Copyright © 2000 by Henning Mankell Published byagreement with Leopard Fórlag ab, Stockholm and Leonhardt & H0ier Literary Agency a/s,Copenhagen Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo w.a.b., 2011 Copyright ©for the Polish translation by Wydawnictwo w.a.b., 2011Wydanie 1 Warszawa 2011PROLOGNiemcygrudzień 1945Samolot wystartował z wojskowego lotniska pod Londynem tuż po drugiej po południu, 12grudnia 1945 roku. Było chłodno i padał drobny deszcz. Co jakiś czas gwałtowne podmuchytargały rękawem wskazującym kierunek wiatru, a potem znów robiło się spokojnie. Samolot,dwusilnikowy bristol blenheim, brał udział już w bitwie o Anglię jesienią 1940 roku. Zostałwówczas wielokrotnie trafiony przez niemieckie myśliwce i był zmuszony do awaryjnegolądowania. Potem naprawiano go i wracał do służby. Obecnie, gdy wojna dobiegła końca,maszyny używano głównie do transportu zaopatrzenia dla brytyjskich oddziałówstacjonujących na terenie pokonanych i spustoszonych Niemiec.Właśnie tamtego dnia jej kapitan, Mike Garbett, otrzymał rozkaz przetransportowania kogośw miejsce o nazwie Biickeburg. Start zaplanowano na popołudnie. Pasażera miał ktoś odebraćna miejscu, a Garbettowi polecono przylecieć z nim z powrotem do Anglii wieczoremnastępnego dnia. Od swojego przełożonego, majora Perkinsa, kapitan nie usłyszał, ani kimjest ów pasażer, ani w jakiej sprawie udaje się do Niemiec. Garbett nie dopytywał się. Mimoże wojna się skończyła, kapitan miał czasem wrażenie, że wciąż trwa. Tajemnicze loty niebyły rzadkością.Po otrzymaniu rozkazu Garbett spotkał się w jednym z lotniskowych baraków z drugimpilotem Peterem Fosteremi nawigatorem Chrisem Wiffinem. Z map Niemiec, które rozwinęli na stole, wynikało, żedocelowe lotnisko znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od miasta Hameln. Garbett nigdywcześniej tam nie latał, ale miejsce to znał Peter Foster. Ponieważ w pobliżu lotniska nie byłożadnych wzgórz, lądowanie powinno odbyć się bez problemów. Jedyną przeszkodę mogłastanowić mgła. Wiffin wyszedł na chwilę, by porozmawiać z meteorologami. Po chwiliwrócił z informacją, że tego popołudnia i wieczorem nad terytorium północnych iśrodkowych Niemiec przewiduje się bezchmurne niebo. Ustaliwszy trasę lotu, Garbett, Fosteri Wiffin obliczyli potrzebną ilość paliwa, po czym zwinęli mapy.- Mamy zawieźć tam jednego pasażera - wyjaśnił Garbett. -Nie wiem, kto to jest.Jego załoga nie okazała zainteresowania, co kapitana nie zaskoczyło. Z Wiffinem i Fosteremlatał od trzech miesięcy. Łączyło ich to, że byli jednymi z nielicznych, którym udało sięprzeżyć. Wielu pilotów Royal Air Forces zginęło na wojnie. Nikt tak naprawdę nie wiedział,ilu przyjaciół już nie ma. Ten, komu udało się przetrwać, odczuwał ulgę, ale zarazem dręczyłago świadomość, że dane mu było ocalić życie, które inni stracili.Tuż przed czternastą przez bramę prowadzącą na teren lotniska wjechał samochód. Foster iWiffin siedzieli już w samolocie i zajmowali się ostatnimi przygotowaniami do startu. Garbettstał na popękanej betonowej płycie i czekał. Zmarszczył czoło, zauważywszy, że pasażeremjest cywil. Z tylnych drzwi samochodu wyszedł niski mężczyzna, w ustach trzymałniezapalone cygaro. Wyjął z bagażnika małą czarną torbę podróżną. W tej samej chwili nalotnisko zajechał jeep majora Perkinsa. Tajemniczy pasażer miał kapelusz tak głębokowciśnięty na czoło, że Garbett nie zdołał nawet do-strzec jego oczu. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu kapitan poczuł się nieswojo. MajorPerkins przedstawił Garbettowi mężczyznę w kapeluszu, a ten niewyraźnie wypowiedziałswoje nazwisko. Garbett nie dosłyszał jego słów.- Możecie startować - powiedział Perkins.- Nie ma więcej bagażu? - zapytał Garbett. Nieznajomy tylko pokręcił głową.- Bardzo proszę o niepalenie podczas lotu - zwrócił się do niego kapitan. - To stara maszyna igdzieś może być przeciek. Zanim zdąży się wyczuć opary benzyny, zwykle jest już za późno.Pasażer nie odpowiedział. Garbett pomógł mu wejść na pokład. W samolocie znajdowały siętrzy niewygodne metalowe fotele, reszta kabiny była pusta. Mężczyzna usiadł w jednym znich i postawił torbę na podłodze między nogami. Cóż tak cennego może przewozić doNiemiec, pomyślał Garbett.Tuż po starcie kapitan położył samolot na lewe skrzydło, by po chwili obrać kurs wyznaczonyprzez Wiffina. Wyprostował maszynę i osiągnąwszy ustaloną wysokość przelotową,przekazał stery Fosterowi. Spojrzał przez ramię, ciekaw, co robi jego pasażer. Mężczyznapostawił kołnierz płaszcza i wcisnął kapelusz jeszcze głębiej na czoło.Garbett zastanawiał się, czy pasażer śpi. Coś mu jednak podpowiadało, że nieznajomy całyczas czuwa.Mimo zmroku i słabego oświetlenia pasa lądowanie w Biicke-burgu przebiegło bezprzeszkód. Samochód obsługi naziemnej zaprowadził maszynę pod długi budynek lotniska.Nieopodal stało w gotowości kilka pojazdów wojskowych. Garbett pomógł pasażerowiwysiąść. Gdy schylił się po jego bagaż, nieznajomy pokręcił głową i sam podniósł torbę. Po67chwili wsiadł do jednego z czekających wozów i kolumna natychmiast ruszyła. Wiffin iFoster, którzy dopiero opuścili pokład, zdążyli dojrzeć tylne światła oddalających siępojazdów. Było chłodno i mężczyźni dygotali z zimna.- Ciekawe - mruknął Wiffin.- Lepiej nie pytać - odparł Garbett. Następnie wskazał ręką na podjeżdżającego jeepa.- Mamy spać w tutejszej bazie - wyjaśnił. - Zakładam, że zawiezie nas ten samochód.Kiedy Garbett, Foster i Wiffin dowiedzieli się już, gdzie są ich miejsca do spania, i zjedlikolację, kilku lotniskowych mechaników zaproponowało im wyjście na piwo do jednego zocalałych w mieście barów Wiffin i Foster przystali na propozycję, Garbett zaś czuł sięzmęczony i został w bazie. Długo nie mógł zasnąć, rozmyślając nad tym, kim jest jegotajemniczy pasażer. Co takiego ma w torbie podróżnej, której nikomu nie pozwolił dotknąć.Kapitan mamrotał coś pod nosem w ciemności. Jego pasażer bez wątpienia przybył tu z jakąśtajną misją. Jedynym zadaniem Garbetta było zabrać go z powrotem następnego dnia. Nicwięcej.Zerknął na zapięty na nadgarstku zegarek. Dochodziła północ. Poprawił poduszkę pod głową,a gdy Wiffin i Foster wrócili do bazy około pierwszej, już spał.Donald Davenport opuścił budynek więzienia dla niemieckich jeńców wojennych tuż pojedenastej wieczorem. Ulokowano go w hotelu, który ocalał podczas wojny i obecnie służyłjako kwatera dla brytyjskich oficerów stacjonujących w Hameln. Davenport był zmęczony iwiedział, że jeśli ma dobrze wypełnić czekające go nazajutrz obowiązki, musi sięporządnie wyspać. Trochę się obawiał brytyjskiego sierżanta o nazwisku MacManaman,którego wyznaczono mu na asystenta. Davenport nie lubił pracować z ludźmi niemają-cymidoświadczenia. Wiele rzeczy mogło się nie powieść, zwłaszcza gdy zadanie jest zakrojone nataką skalę jak to, które właśnie na nich czekało.Odmówił filiżanki herbaty i udał się prosto do swojego pokoju. Usiadł przy biurku i zacząłprzeglądać notatki sporządzone podczas spotkania, które rozpoczęło się pół godziny po jegoprzybyciu. Pierwszym dokumentem, jaki przeczytał, był napisany na maszynie raportotrzymany od młodego majora o nazwisku Stuckford, sprawującego najwyższą władzę wwięzieniu.Wygładził kartkę dłonią, poprawił klosz lampy i przeczytał widniejące na papierze nazwiska.Kramer, Lehmann, Heider, Volkenrath, Grese... W sumie dwanaścioro: trzy kobiety idziewięciu mężczyzn. Przestudiował dane o ich wzroście i wadze ciała, sporządził notatki.Pisał długo, ponieważ szacunek do zawodu wymagał od niego skrupulatności. Odłożył pióro,dopiero gdy na zegarze dochodziło wpół do drugiej. Wszystko już wiedział. Dokonałkoniecznych obliczeń i chcąc mieć pewność, że nigdzie się nie pomylił, sprawdził wynikitrzykrotnie. Wstał z krzesła, usiadł na łóżku i otworzył torbę podróżną. Choć nigdy niezdarzyło mu się niczego zapomnieć, upewnił się, czy wszystko jest na swoim miejscu. Wyjąłczystą koszulę i zamknął torbę, po czym umył się w zimnej wodzie, która stanowiła jedyną zwygód, jakie hotel miał do zaoferowania.Davenport nigdy nie miał problemów z zasypianiem. Tak było i tamtej nocy.89iGdy tuż po piątej rano w pokoju rozległo się pukanie, Davenport był już ubrany i gotowy dowyjścia. Po szybkim śniadaniu zawieziono go przez pogrążone w mroku ponure miasto dobudynku więzienia. Sierżant MacManaman był na miejscu. Miał bladą twarz i Davenportzwątpił na moment, czy jego asystent podoła zadaniu. Stuckford, który do nich dołączył,musiał dostrzec obawę Davenporta i dlatego wziąwszy go na stronę, wyjaśnił, żeMacManaman może i wygląda na bardzo przejętego, ale z pewnością nie zawiedzie.O jedenastej zakończono wszystkie przygotowania. Davenport zdecydował, że zaczną odkobiet. Ponieważ ich cele znajdowały się w korytarzu leżącym najbliżej szubienicy, na pewnosłyszałyby otwierającą się zapadnię. Tego właśnie chciał im oszczędzić. Davenport niekierował się wagą zbrodni, jakie popełnili skazańcy; zwyczajna przyzwoitość nakazywała muzacząć od kobiet.Wszyscy, którzy mieli być obecni podczas egzekucji, zajęli swoje miejsca. Davenport skinąłna Stuckforda, ten z kolei dał znak jednemu ze strażników. W oddali słychać było jakieśrozkazy, zabrzęczały klucze i otwarto celę. Davenport czekał.Pierwszą przyprowadzoną była Irma Grese. W chłodny umysł Davenporta wkradła się namoment wątpliwość. Jak ta drobna dwudziestodwuletnia blondynka mogła zachłostać naśmierć wielu więźniów obozu koncentracyjnego w Ber-gen-Belsen? Była niemal dzieckiem.Gdy jednak skazywano ją na śmierć, nikt nie wahał się w sprawie wyroku. Irma Grese byłapotworem i zasługiwała na egzekucję. Spojrzała w oczy Davenportowi i po chwili skierowaławzrok na szubienicę. Strażnicy wprowadzili dziewczynę po schodach. Davenport ustawił jąna zapadni i założył jej pętlę na szyję,zerkając w dół, by sprawdzić, czy MacManaman nie ociąga się z mocowaniem skórzanegopaska wokół kostek skazanej. Tuż przed włożeniem jej na głowę kaptura usłyszał jedno cichesłowo: - Schnell!MacManaman odsunął się o krok do tyłu, a Davenport sięgnął do dźwigni otwierającejzapadnię. Irma Grese spadła w dół i Davenport stwierdził bez cienia wątpliwości, że dobrzeobliczył długość stryczka. Sznur był wystarczająco długi, by złamać rdzeń kręgowy, lecz niena tyle, by oderwać głowę od tułowia. Wraz z MacManamanem wszedł pod szubienicę iprzeciął stryczek. Po chwili brytyjski lekarz wojskowy stwierdził zgon skazanej i ciało zostałowyniesione. Davenport wiedział, że w twardym gruncie więziennego dziedzińca wykopanogroby. Wrócił na szafot i zerknął do swoich notatek, by sprawdzić, jak długi stryczek maprzygotować dla następnej kobiety. Gdy wszystko było gotowe, znów skinął na Stuckforda ipo chwili w drzwiach stanęła Elisabeth Volkenrath ze związanymi na plecach rękami. Ubranabyła tak samo jak Irma Grese - w szarą sukienkę kończącą się tuż nad kolanami.Trzy minuty później już nie żyła.Egzekucje trwały dwie godziny i siedem minut. Davenport przewidywał, że zakończą się podwóch godzinach i piętnastu minutach. MacManaman spisał się dobrze, wszystko poszłozgodnie z planem. Stracono dwanaścioro niemieckich zbrodniarzy wojennych. Davenportschował sznur i skórzane rzemienie do czarnej torby, po czym pożegnał się z sierżantemMacManamanem.- Niech pan wypije lampkę koniaku - poradził Davenport. -Dobry z pana asystent.- Zasługiwali na to - odparł krótko MacManaman. - Nie potrzebuję koniaku.Davenport opuścił budynek więzienia w towarzystwie majora Stuckforda, zastanawiając się,czy może uda mu się wrócić do Anglii wcześniej, niż planowano. Sam wyznaczył wieczornąporę podróży, bo przecież coś mogło pójść nie tak. Nawet dla niego, cieszącego się opiniąnajbardziej doświadczonego kata w Anglii, dwanaście egzekucji w jeden dzień to nie ladawysiłek. Tego typu sytuacje należały do rzadkości. W końcu zdecydował, że będzie trzymałsię planu.Stuckford zabrał Davenporta do mieszczącej się w hotelu stołówki i zamówił obiad. Usiedli wpustej sali. Major, od czasu gdy został ranny na wojnie, utykał na lewą nogę. Davenport czułdo niego sympatię głównie dlatego, że ten nie zadawał pytań. Nic nie drażniło go tak bardzo,jak dopytywanie się ludzi, jakie to uczucie przeprowadzić egzekucję tego czy innegoprzestępcy, o którym było głośno w gazetach.Jedząc, wymienili zaledwie kilka obojętnych zdań na temat pogody oraz tego, czy w Angliimożna spodziewać się dodatkowych przydziałów herbaty lub tytoniu z okazji zbliżających sięświąt Bożego Narodzenia.Dopiero później, gdy już pili herbatę, Stuckford skomentował przedpołudniowe wydarzenia.- Jedno mnie martwi - zaczął. - Ludzie zapominają, że równie dobrze wszystko mogło być naodwrót.Davenport nie był pewien, co Stuckford ma na myśli, lecz zanim zdążył zapytać, major dodał:- Niemiecki kat mógłby pojechać do Anglii i stracić tam angielskich zbrodniarzy wojennych.Młode Angielki, które zakatowały na śmierć wielu więźniów w obozach koncentra-cyjnych. Zło pod postacią Hitlera i nazizmu mogło dopaść tak samo nas jak Niemców.Davenport nie odpowiedział. Czekał na ciąg dalszy.- Żaden naród nie jest zły z natury. Tym razem zdarzyło się tak, że nazistami byli Niemcy.Nikt mi jednak nie wmówi, że to, co stało się tu, nie mogło zdarzyć się w Anglii. Albo weFrancji. Czy równie dobrze w USA.- Rozumiem, co ma pan na myśli - odparł Davenport. -Nie umiem jednak przesądzić, czy mapan rację, czy nie.Stuckford dolał mu herbaty.- Skazujemy i posyłamy na tamten świat najgorszych przestępców - odezwał się po chwili -najpotworniejszych zbrodniarzy wojennych, wiedząc zarazem, że wielu innych ujdzie cało.Tak jak brat Josefa Lehmanna.Lehmann był ostatnim powieszonym tego dnia przez Davenporta skazańcem, drobnymmężczyzną, który poszedł na spotkanie ze śmiercią spokojny, niemal obojętny.- Miał bardzo brutalnego brata - ciągnął Stuckford - który zdołał stać się niewidzialny. Byćmoże udało mu się nawet skorzystać z jednego z kół ratunkowych rzuconych przez nazistów imieszka teraz w Argentynie lub Republice Południowej Afryki, gdzie nigdy go niedosięgniemy.Siedzieli w milczeniu. Za oknem padał deszcz.- Waldemar Lehmann to potworny sadysta - powiedział po chwili Stuckford. - I nie chodzitylko o to, że był bezwzględny dla więźniów. Znajdował perwersyjną przyjemność w uczeniuswoich podwładnych znęcania się nad ludźmi. Powinien zawisnąć tak samo jak jego brat, alenie znaleźliśmy go. Na razie.O piątej Davenport pojechał na lotnisko. Zmarzł mimo grubego zimowego płaszcza. Oboksamolotu stał pilot i czekał na niego. Co ten człowiek sobie myśli, zastanawiał się Daven-1213port. Zajął miejsce w lodowatej kabinie i postawił kołnierz, jak gdyby chciał się osłonić przedhałasem podczas lotu.Garbett uruchomił silniki. Maszyna nabrała prędkości i po chwili zniknęła w chmurach.Davenport wykonał wyznaczone zadanie. Wszystko poszło zgodnie z planem. Nie bezpowodu uznawano go za najlepszego kata w Anglii.Samolot przechylił się i zakołysał, natrafiwszy na ruchome masy powietrza. Davenportrozmyślał nad tym, co Stuckford powiedział na temat tych, którym udało się uciec, oraz oLehmannie, sadyście znajdującym przyjemność w uczeniu ludzi stosowania wyszukanychform brutalnej przemocy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
//-->Mankell HennigPowrót nauczyciela tańca:Henning Mankell (ur. 1948) - jeden z najpopularniejszych pisarzy szwedzkich, dziennikarz iczłowiek teatru; stał się sławny dzięki kryminałom, których bohaterem jest komisarz KurtWallander. Cykl miał wiele ekranizacji, w tym 26-odcinkowy szwedzki serial telewizyjnyoraz nowy serial produkcji brytyjskiej.Książki Mankella publikowane są w trzydziestu dziewięciu krajach i rozeszły się w milionachegzemplarzy. Nakładem W.A.B, ukazało się dotychczas dwanaście jego powieści dladorosłych, w tym tytuły spoza serii o Wallanderze - Comedia infantil (2008), Chińczyk(2009) oraz Powrót nauczyciela tańca (2011). W przygotowaniu są kolejne książkikryminalne autora, m.in. Nim nadejdzie mróz.Pisarz zdobył wiele wyróżnień literackich, m.in. Europejską Nagrodę Literatury Kryminalnej„Ripper Award" (2008) oraz Erich-Maria-Remarque Friedenspreis za szczególne zasługi wobronie praw człowieka (2009). Mankell odnosi też sukcesy jako twórca literatury dziecięcej imłodzieżowej, za którą został uhonorowany Nagrodą Astrid Lindgren (1996). WydawnictwoW.A.B, opublikowało jego cykl książek o nastoletnim Joelu.Powieści z Kurtem Wallenderem:Morderca bez twarzy 1991 (W.A.B. 2004)Psy z Rygi 1992 (W.A.B. 2006) •Biała lwica 1993 (W.A.B. 2005)Mężczyzna, który się uśmiechał 1994 (W.A.B. 2007)Fałszywy trop 1995 (W.A.B. 2002)Piąta kobieta 1996 (W.A.B. 2004)O krok 1997 (WA.B. 2006)Zapora 1998 (WAB. 2008)Niespokojny człowiek 2009 (WA.B. 2010)oraz zbiór opowiadań Piramida 2000 (tom I: Cios, Szczelina, tom II: Mężczyzna na plaży,Śmierć fotografa, tom III: Piramida, seria: Zima z Kryminałem, 2011)Cykl o Joelu:Pies, który biegł ku gwieździe 1990 (WA.B. 2008)Cienie rosną o zmierzchu 1991 (WA.B. 2009)Chłopiec, który spał pod pierzyną ze śniegu 1996 (WA.B. 2009)Podróż na koniec świata 1998 (WA.B. 2010)Tytuł oryginału: Dansldrarens aterkomst Copyright © 2000 by Henning Mankell Published byagreement with Leopard Fórlag ab, Stockholm and Leonhardt & H0ier Literary Agency a/s,Copenhagen Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo w.a.b., 2011 Copyright ©for the Polish translation by Wydawnictwo w.a.b., 2011Wydanie 1 Warszawa 2011PROLOGNiemcygrudzień 1945Samolot wystartował z wojskowego lotniska pod Londynem tuż po drugiej po południu, 12grudnia 1945 roku. Było chłodno i padał drobny deszcz. Co jakiś czas gwałtowne podmuchytargały rękawem wskazującym kierunek wiatru, a potem znów robiło się spokojnie. Samolot,dwusilnikowy bristol blenheim, brał udział już w bitwie o Anglię jesienią 1940 roku. Zostałwówczas wielokrotnie trafiony przez niemieckie myśliwce i był zmuszony do awaryjnegolądowania. Potem naprawiano go i wracał do służby. Obecnie, gdy wojna dobiegła końca,maszyny używano głównie do transportu zaopatrzenia dla brytyjskich oddziałówstacjonujących na terenie pokonanych i spustoszonych Niemiec.Właśnie tamtego dnia jej kapitan, Mike Garbett, otrzymał rozkaz przetransportowania kogośw miejsce o nazwie Biickeburg. Start zaplanowano na popołudnie. Pasażera miał ktoś odebraćna miejscu, a Garbettowi polecono przylecieć z nim z powrotem do Anglii wieczoremnastępnego dnia. Od swojego przełożonego, majora Perkinsa, kapitan nie usłyszał, ani kimjest ów pasażer, ani w jakiej sprawie udaje się do Niemiec. Garbett nie dopytywał się. Mimoże wojna się skończyła, kapitan miał czasem wrażenie, że wciąż trwa. Tajemnicze loty niebyły rzadkością.Po otrzymaniu rozkazu Garbett spotkał się w jednym z lotniskowych baraków z drugimpilotem Peterem Fosteremi nawigatorem Chrisem Wiffinem. Z map Niemiec, które rozwinęli na stole, wynikało, żedocelowe lotnisko znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od miasta Hameln. Garbett nigdywcześniej tam nie latał, ale miejsce to znał Peter Foster. Ponieważ w pobliżu lotniska nie byłożadnych wzgórz, lądowanie powinno odbyć się bez problemów. Jedyną przeszkodę mogłastanowić mgła. Wiffin wyszedł na chwilę, by porozmawiać z meteorologami. Po chwiliwrócił z informacją, że tego popołudnia i wieczorem nad terytorium północnych iśrodkowych Niemiec przewiduje się bezchmurne niebo. Ustaliwszy trasę lotu, Garbett, Fosteri Wiffin obliczyli potrzebną ilość paliwa, po czym zwinęli mapy.- Mamy zawieźć tam jednego pasażera - wyjaśnił Garbett. -Nie wiem, kto to jest.Jego załoga nie okazała zainteresowania, co kapitana nie zaskoczyło. Z Wiffinem i Fosteremlatał od trzech miesięcy. Łączyło ich to, że byli jednymi z nielicznych, którym udało sięprzeżyć. Wielu pilotów Royal Air Forces zginęło na wojnie. Nikt tak naprawdę nie wiedział,ilu przyjaciół już nie ma. Ten, komu udało się przetrwać, odczuwał ulgę, ale zarazem dręczyłago świadomość, że dane mu było ocalić życie, które inni stracili.Tuż przed czternastą przez bramę prowadzącą na teren lotniska wjechał samochód. Foster iWiffin siedzieli już w samolocie i zajmowali się ostatnimi przygotowaniami do startu. Garbettstał na popękanej betonowej płycie i czekał. Zmarszczył czoło, zauważywszy, że pasażeremjest cywil. Z tylnych drzwi samochodu wyszedł niski mężczyzna, w ustach trzymałniezapalone cygaro. Wyjął z bagażnika małą czarną torbę podróżną. W tej samej chwili nalotnisko zajechał jeep majora Perkinsa. Tajemniczy pasażer miał kapelusz tak głębokowciśnięty na czoło, że Garbett nie zdołał nawet do-strzec jego oczu. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu kapitan poczuł się nieswojo. MajorPerkins przedstawił Garbettowi mężczyznę w kapeluszu, a ten niewyraźnie wypowiedziałswoje nazwisko. Garbett nie dosłyszał jego słów.- Możecie startować - powiedział Perkins.- Nie ma więcej bagażu? - zapytał Garbett. Nieznajomy tylko pokręcił głową.- Bardzo proszę o niepalenie podczas lotu - zwrócił się do niego kapitan. - To stara maszyna igdzieś może być przeciek. Zanim zdąży się wyczuć opary benzyny, zwykle jest już za późno.Pasażer nie odpowiedział. Garbett pomógł mu wejść na pokład. W samolocie znajdowały siętrzy niewygodne metalowe fotele, reszta kabiny była pusta. Mężczyzna usiadł w jednym znich i postawił torbę na podłodze między nogami. Cóż tak cennego może przewozić doNiemiec, pomyślał Garbett.Tuż po starcie kapitan położył samolot na lewe skrzydło, by po chwili obrać kurs wyznaczonyprzez Wiffina. Wyprostował maszynę i osiągnąwszy ustaloną wysokość przelotową,przekazał stery Fosterowi. Spojrzał przez ramię, ciekaw, co robi jego pasażer. Mężczyznapostawił kołnierz płaszcza i wcisnął kapelusz jeszcze głębiej na czoło.Garbett zastanawiał się, czy pasażer śpi. Coś mu jednak podpowiadało, że nieznajomy całyczas czuwa.Mimo zmroku i słabego oświetlenia pasa lądowanie w Biicke-burgu przebiegło bezprzeszkód. Samochód obsługi naziemnej zaprowadził maszynę pod długi budynek lotniska.Nieopodal stało w gotowości kilka pojazdów wojskowych. Garbett pomógł pasażerowiwysiąść. Gdy schylił się po jego bagaż, nieznajomy pokręcił głową i sam podniósł torbę. Po67chwili wsiadł do jednego z czekających wozów i kolumna natychmiast ruszyła. Wiffin iFoster, którzy dopiero opuścili pokład, zdążyli dojrzeć tylne światła oddalających siępojazdów. Było chłodno i mężczyźni dygotali z zimna.- Ciekawe - mruknął Wiffin.- Lepiej nie pytać - odparł Garbett. Następnie wskazał ręką na podjeżdżającego jeepa.- Mamy spać w tutejszej bazie - wyjaśnił. - Zakładam, że zawiezie nas ten samochód.Kiedy Garbett, Foster i Wiffin dowiedzieli się już, gdzie są ich miejsca do spania, i zjedlikolację, kilku lotniskowych mechaników zaproponowało im wyjście na piwo do jednego zocalałych w mieście barów Wiffin i Foster przystali na propozycję, Garbett zaś czuł sięzmęczony i został w bazie. Długo nie mógł zasnąć, rozmyślając nad tym, kim jest jegotajemniczy pasażer. Co takiego ma w torbie podróżnej, której nikomu nie pozwolił dotknąć.Kapitan mamrotał coś pod nosem w ciemności. Jego pasażer bez wątpienia przybył tu z jakąśtajną misją. Jedynym zadaniem Garbetta było zabrać go z powrotem następnego dnia. Nicwięcej.Zerknął na zapięty na nadgarstku zegarek. Dochodziła północ. Poprawił poduszkę pod głową,a gdy Wiffin i Foster wrócili do bazy około pierwszej, już spał.Donald Davenport opuścił budynek więzienia dla niemieckich jeńców wojennych tuż pojedenastej wieczorem. Ulokowano go w hotelu, który ocalał podczas wojny i obecnie służyłjako kwatera dla brytyjskich oficerów stacjonujących w Hameln. Davenport był zmęczony iwiedział, że jeśli ma dobrze wypełnić czekające go nazajutrz obowiązki, musi sięporządnie wyspać. Trochę się obawiał brytyjskiego sierżanta o nazwisku MacManaman,którego wyznaczono mu na asystenta. Davenport nie lubił pracować z ludźmi niemają-cymidoświadczenia. Wiele rzeczy mogło się nie powieść, zwłaszcza gdy zadanie jest zakrojone nataką skalę jak to, które właśnie na nich czekało.Odmówił filiżanki herbaty i udał się prosto do swojego pokoju. Usiadł przy biurku i zacząłprzeglądać notatki sporządzone podczas spotkania, które rozpoczęło się pół godziny po jegoprzybyciu. Pierwszym dokumentem, jaki przeczytał, był napisany na maszynie raportotrzymany od młodego majora o nazwisku Stuckford, sprawującego najwyższą władzę wwięzieniu.Wygładził kartkę dłonią, poprawił klosz lampy i przeczytał widniejące na papierze nazwiska.Kramer, Lehmann, Heider, Volkenrath, Grese... W sumie dwanaścioro: trzy kobiety idziewięciu mężczyzn. Przestudiował dane o ich wzroście i wadze ciała, sporządził notatki.Pisał długo, ponieważ szacunek do zawodu wymagał od niego skrupulatności. Odłożył pióro,dopiero gdy na zegarze dochodziło wpół do drugiej. Wszystko już wiedział. Dokonałkoniecznych obliczeń i chcąc mieć pewność, że nigdzie się nie pomylił, sprawdził wynikitrzykrotnie. Wstał z krzesła, usiadł na łóżku i otworzył torbę podróżną. Choć nigdy niezdarzyło mu się niczego zapomnieć, upewnił się, czy wszystko jest na swoim miejscu. Wyjąłczystą koszulę i zamknął torbę, po czym umył się w zimnej wodzie, która stanowiła jedyną zwygód, jakie hotel miał do zaoferowania.Davenport nigdy nie miał problemów z zasypianiem. Tak było i tamtej nocy.89iGdy tuż po piątej rano w pokoju rozległo się pukanie, Davenport był już ubrany i gotowy dowyjścia. Po szybkim śniadaniu zawieziono go przez pogrążone w mroku ponure miasto dobudynku więzienia. Sierżant MacManaman był na miejscu. Miał bladą twarz i Davenportzwątpił na moment, czy jego asystent podoła zadaniu. Stuckford, który do nich dołączył,musiał dostrzec obawę Davenporta i dlatego wziąwszy go na stronę, wyjaśnił, żeMacManaman może i wygląda na bardzo przejętego, ale z pewnością nie zawiedzie.O jedenastej zakończono wszystkie przygotowania. Davenport zdecydował, że zaczną odkobiet. Ponieważ ich cele znajdowały się w korytarzu leżącym najbliżej szubienicy, na pewnosłyszałyby otwierającą się zapadnię. Tego właśnie chciał im oszczędzić. Davenport niekierował się wagą zbrodni, jakie popełnili skazańcy; zwyczajna przyzwoitość nakazywała muzacząć od kobiet.Wszyscy, którzy mieli być obecni podczas egzekucji, zajęli swoje miejsca. Davenport skinąłna Stuckforda, ten z kolei dał znak jednemu ze strażników. W oddali słychać było jakieśrozkazy, zabrzęczały klucze i otwarto celę. Davenport czekał.Pierwszą przyprowadzoną była Irma Grese. W chłodny umysł Davenporta wkradła się namoment wątpliwość. Jak ta drobna dwudziestodwuletnia blondynka mogła zachłostać naśmierć wielu więźniów obozu koncentracyjnego w Ber-gen-Belsen? Była niemal dzieckiem.Gdy jednak skazywano ją na śmierć, nikt nie wahał się w sprawie wyroku. Irma Grese byłapotworem i zasługiwała na egzekucję. Spojrzała w oczy Davenportowi i po chwili skierowaławzrok na szubienicę. Strażnicy wprowadzili dziewczynę po schodach. Davenport ustawił jąna zapadni i założył jej pętlę na szyję,zerkając w dół, by sprawdzić, czy MacManaman nie ociąga się z mocowaniem skórzanegopaska wokół kostek skazanej. Tuż przed włożeniem jej na głowę kaptura usłyszał jedno cichesłowo: - Schnell!MacManaman odsunął się o krok do tyłu, a Davenport sięgnął do dźwigni otwierającejzapadnię. Irma Grese spadła w dół i Davenport stwierdził bez cienia wątpliwości, że dobrzeobliczył długość stryczka. Sznur był wystarczająco długi, by złamać rdzeń kręgowy, lecz niena tyle, by oderwać głowę od tułowia. Wraz z MacManamanem wszedł pod szubienicę iprzeciął stryczek. Po chwili brytyjski lekarz wojskowy stwierdził zgon skazanej i ciało zostałowyniesione. Davenport wiedział, że w twardym gruncie więziennego dziedzińca wykopanogroby. Wrócił na szafot i zerknął do swoich notatek, by sprawdzić, jak długi stryczek maprzygotować dla następnej kobiety. Gdy wszystko było gotowe, znów skinął na Stuckforda ipo chwili w drzwiach stanęła Elisabeth Volkenrath ze związanymi na plecach rękami. Ubranabyła tak samo jak Irma Grese - w szarą sukienkę kończącą się tuż nad kolanami.Trzy minuty później już nie żyła.Egzekucje trwały dwie godziny i siedem minut. Davenport przewidywał, że zakończą się podwóch godzinach i piętnastu minutach. MacManaman spisał się dobrze, wszystko poszłozgodnie z planem. Stracono dwanaścioro niemieckich zbrodniarzy wojennych. Davenportschował sznur i skórzane rzemienie do czarnej torby, po czym pożegnał się z sierżantemMacManamanem.- Niech pan wypije lampkę koniaku - poradził Davenport. -Dobry z pana asystent.- Zasługiwali na to - odparł krótko MacManaman. - Nie potrzebuję koniaku.Davenport opuścił budynek więzienia w towarzystwie majora Stuckforda, zastanawiając się,czy może uda mu się wrócić do Anglii wcześniej, niż planowano. Sam wyznaczył wieczornąporę podróży, bo przecież coś mogło pójść nie tak. Nawet dla niego, cieszącego się opiniąnajbardziej doświadczonego kata w Anglii, dwanaście egzekucji w jeden dzień to nie ladawysiłek. Tego typu sytuacje należały do rzadkości. W końcu zdecydował, że będzie trzymałsię planu.Stuckford zabrał Davenporta do mieszczącej się w hotelu stołówki i zamówił obiad. Usiedli wpustej sali. Major, od czasu gdy został ranny na wojnie, utykał na lewą nogę. Davenport czułdo niego sympatię głównie dlatego, że ten nie zadawał pytań. Nic nie drażniło go tak bardzo,jak dopytywanie się ludzi, jakie to uczucie przeprowadzić egzekucję tego czy innegoprzestępcy, o którym było głośno w gazetach.Jedząc, wymienili zaledwie kilka obojętnych zdań na temat pogody oraz tego, czy w Angliimożna spodziewać się dodatkowych przydziałów herbaty lub tytoniu z okazji zbliżających sięświąt Bożego Narodzenia.Dopiero później, gdy już pili herbatę, Stuckford skomentował przedpołudniowe wydarzenia.- Jedno mnie martwi - zaczął. - Ludzie zapominają, że równie dobrze wszystko mogło być naodwrót.Davenport nie był pewien, co Stuckford ma na myśli, lecz zanim zdążył zapytać, major dodał:- Niemiecki kat mógłby pojechać do Anglii i stracić tam angielskich zbrodniarzy wojennych.Młode Angielki, które zakatowały na śmierć wielu więźniów w obozach koncentra-cyjnych. Zło pod postacią Hitlera i nazizmu mogło dopaść tak samo nas jak Niemców.Davenport nie odpowiedział. Czekał na ciąg dalszy.- Żaden naród nie jest zły z natury. Tym razem zdarzyło się tak, że nazistami byli Niemcy.Nikt mi jednak nie wmówi, że to, co stało się tu, nie mogło zdarzyć się w Anglii. Albo weFrancji. Czy równie dobrze w USA.- Rozumiem, co ma pan na myśli - odparł Davenport. -Nie umiem jednak przesądzić, czy mapan rację, czy nie.Stuckford dolał mu herbaty.- Skazujemy i posyłamy na tamten świat najgorszych przestępców - odezwał się po chwili -najpotworniejszych zbrodniarzy wojennych, wiedząc zarazem, że wielu innych ujdzie cało.Tak jak brat Josefa Lehmanna.Lehmann był ostatnim powieszonym tego dnia przez Davenporta skazańcem, drobnymmężczyzną, który poszedł na spotkanie ze śmiercią spokojny, niemal obojętny.- Miał bardzo brutalnego brata - ciągnął Stuckford - który zdołał stać się niewidzialny. Byćmoże udało mu się nawet skorzystać z jednego z kół ratunkowych rzuconych przez nazistów imieszka teraz w Argentynie lub Republice Południowej Afryki, gdzie nigdy go niedosięgniemy.Siedzieli w milczeniu. Za oknem padał deszcz.- Waldemar Lehmann to potworny sadysta - powiedział po chwili Stuckford. - I nie chodzitylko o to, że był bezwzględny dla więźniów. Znajdował perwersyjną przyjemność w uczeniuswoich podwładnych znęcania się nad ludźmi. Powinien zawisnąć tak samo jak jego brat, alenie znaleźliśmy go. Na razie.O piątej Davenport pojechał na lotnisko. Zmarzł mimo grubego zimowego płaszcza. Oboksamolotu stał pilot i czekał na niego. Co ten człowiek sobie myśli, zastanawiał się Daven-1213port. Zajął miejsce w lodowatej kabinie i postawił kołnierz, jak gdyby chciał się osłonić przedhałasem podczas lotu.Garbett uruchomił silniki. Maszyna nabrała prędkości i po chwili zniknęła w chmurach.Davenport wykonał wyznaczone zadanie. Wszystko poszło zgodnie z planem. Nie bezpowodu uznawano go za najlepszego kata w Anglii.Samolot przechylił się i zakołysał, natrafiwszy na ruchome masy powietrza. Davenportrozmyślał nad tym, co Stuckford powiedział na temat tych, którym udało się uciec, oraz oLehmannie, sadyście znajdującym przyjemność w uczeniu ludzi stosowania wyszukanychform brutalnej przemocy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]