HISTORIA ŚWIATA(1), Historia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HERBERT GEORGE WELLS
HISTORIA ŚWIATA
PRZEŁOŻYŁ
JAN PARANDOWSKI
2
SPIS TREŚCI
HISTORIA ŚWIATA
3
HISTORIA ŚWIATA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ŚWIAT W PRZESTRZENI
Historia naszego świata jest zawsze jeszcze znana niedostatecznie. Paręset lat temu
obejmowała niewiele więcej ponad trzy tysiąclecia. Wszystko, co się działo przedtem, było
przedmiotem legend i domysłów. W znacznej części cywilizowanego świata wierzono i nauczano,
że świat został stworzony nagle w roku 4004 przed Chr., chociaż poważni uczeni sprzeczali się,
czy nastąpiło to na wiosnę, czy w jesieni tego roku. To fantastycznie ścisłe nieporozumienie
opierało się na zbyt dosłownym wykładzie hebrajskiej
Biblii
oraz na związanych z tym zgoła
nieuzasadnionych domysłach teologicznych. Podobne poglądy zarzucili już od dawna pisarze
kościelni i dziś panuje ogólne przekonanie, że wszechświat, w którym żyjemy, według wszelkiego
prawdopodobieństwa istniał przez olbrzymi okres czasu, a możliwe, że od początku
wszechczasów. Oczywiście może to być jedynie złudzeniem, podobnie jak pokój może się wydać
nieskończonym przez ustawienie dwóch przeciwległych zwierciadeł. W każdym bądź razie
pogląd, że nasz wszechświat istnieje zaledwie sześć czy siedem tysięcy lat, nie ma już
zwolenników.
Ziemia, jak dziś każdemu wiadomo, jest kulą z lekka spłaszczoną, na podobieństwo
pomarańczy, o średnicy blisko 13 000 km. Jej kształt kulisty znany był przynajmniej ograniczonej
ilości ludzi inteligentnych przed jakimiś 2500 lat, lecz przed owym czasem wierzono
powszechnie, że jest ona płaska, i wypowiadano o jej stosunku do nieba, gwiazd i planet poglądy,
które nam dzisiaj wydają się fantastyczne. Wiemy obecnie, że ziemia obraca się dookoła swej osi
(która jest o 43 km krótsza od jej równikowej średnicy) w ciągu 24 godzin i że to jest przyczyną
4
zmian dziennych i nocnych, a dalej: że krąży ona dookoła słońca po z lekka wykrzywionej i
maluśko wahającej się owalnej drodze; ten obieg trwa pełny rok. Średnia odległość ziemi od
słońca wynosi okrągło 149 500 000 km.
Dookoła ziemi krąży mniejsza kula, księżyc, w przeciętnej odległości 380000 km. Ziemia i
księżyc nie są jedynymi ciałami niebieskimi, które podróżują naokoło słońca. Są jeszcze planety,
Merkury i Wenus, jedna w odległości 57, druga 108 milionów km, a poza kręgiem ziemi,
pomijając pas licznych pomniejszych ciał, planetoidów, znajdują się jeszcze: Mars, Jowisz, Saturn,
Uran i Neptun, mniej więcej w odległości 228, 778, 1426, 2868 i 4496 milionów km
Te miliony
kilometrów są dla umysłu naszego trudne do pojęcia. Można dopomóc wyobraźni czytelnika, jeśli
się sprowadzi słońce i planety do mniejszych, bardziej uchwytnych rozmiarów.
Skoro więc naszą ziemię przedstawimy sobie jako małą kulkę o średnicy jednego cala, słońce
będzie dużą kulą o średnicy dziewięciu stóp, a oddalone o jakieś cztery do pięciu minut drogi
pieszo. Księżyc byłby wówczas małym groszkiem o dwie i pół stopy odległym od naszego globu.
Pomiędzy ziemią i słońcem znajdowałyby się dwie planety, Merkury i Wenus, w odległości 120 i
140 metrów od słońca. Dookoła tych dwóch ciał byłaby próżnia, zanimby się doszło do Marsa,
położonego o sto kilkadziesiąt metrów poza ziemią, po czym następowałby Jowisz o jakąś milę
angielską odległy, o średnicy jednej stopy, Saturn, nieco mniejszy, o dwie mile dalej, Uran o cztery
mile i Neptun o sześć mil poza ziemią. Później zaś nic i nic, prócz drobnych cząsteczek i
mknących strzępków rozcieńczonej mgły na przestrzeni tysięcy mil. W tej skali najbliższa gwiazda
byłaby odległa od ziemi o 40 000 mil angielskich.
v
Ten obraz może da pewne pojęcie olbrzymiej próżni przestrzennej, wśród której rozgrywa się
dramat życia.
Albowiem wśród tej nieobjętej pustki jedynie życie na ziemi jest nam znane z całą pewnością.
Nie przenika ono głębiej ponad pięć kilometrów na 6000 km, dzielących nas od środka ziemi i nie
wznosi się wyżej jak do ośmiu kilometrów ponad jej powierzchnię. Prawdopodobnie cała
bezgraniczność przestrzeni jest zresztą pusta i martwa.
Sonda dochodzi do ośmiu kilometrów w głąb morza, aeroplan zdoła się wznieść niewiele
wyżej niż sześć km ponad poziom ziemi. Niektórzy potrafili balonem wzlecieć do wysokości
kilkunastu kilometrów, lecz za cenę wielkich i bolesnych wysiłków
2
Żaden ptak nie potrafi latać
powyżej ośmiu kilometrów, a małe ptaki i owady, które zabierano w aeroplanach, omdlewały już
na znacznie mniejszej wysokości.
ROZDZIAŁ DRUGI
ŚWIAT W CZASIE
W ostatnich pięćdziesięciu latach uczeni stworzyli kilka bardzo ładnych i zajmujących hipotez
na temat wieku i początku naszej ziemi. Nie możemy tu podać bodaj nawet pobieżnego przeglądu
tych hipotez, ponieważ wymagają one niesłychanie subtelnych matematycznych i fizykalnych
rozważań. Nie da się zaprzeczyć, że fizyka i astronomia są jeszcze zbyt mało rozwinięte, aby
mogły wyjść poza interesujące przypuszczenia. Ogólną tendencją było coraz bardziej powiększać
wiek naszego globu. Obecnie wydaje się rzeczą prawdopodobną, iż niezależne istnienie Ziemi
juko planety latającej dookoła słońca trwa dłużej (być może o wiele dłużej) niż dwa miliardy lat.
Jest to długość czasu absolutnie przekraczająca naszą wyobraźnię.
Przed owym wielkim okresem odrębnego istnienia, słońce i ziemia, i inne planety, krążące
dookoła słońca, tworzyły jedno kłębowisko materii rozproszonej w przestrzeni. Teleskop
odkrywa nam w różnych częściach nieba świecące spiralne obłoki materii, spiralne mgławice,
5
które zdają się obracać dookoła jakiegoś jądra. Wielu astronomów przypuszcza, że słońce i
planety były kiedyś taką spiralą i że ich materia uległa skupieniu w ich obecnej formie. To
okupienie dokonywało się w ciągu majestatycznych eonów, dopóki w owej odległej przeszłości,
którą podaliśmy w poprzednich cyfrach, świat nasz wraz ze swoim księżycem nie zróżnicował się
tak, jak go dziś widzimy. Obracały się one znacznie prędzej niż teraz i były bliżej słońca; krążyły
dookoła niego ze znacznie większą chyżością, a były prawdopodobnie rozżarzone do białości i
ciekłe na powierzchni. Słońce również jaśniało na niebiosach znacznie większe niż dziś.
Gdybyśmy mogli cofnąć się wstecz ku tej nieskończoności czasów i spojrzeć na ziemię w tej
najwcześniejszej dobie jej dziejów, przedstawiłaby się nam ona jako wnętrze rozpalonej huty albo
jak strumień wrzącej lawy. Nie dojrzelibyśmy nigdzie wody, albowiem woda zamieniła się w parę i
unosiła się w tej burzliwej atmosferze siarkowych i metalowych mgieł. Poniżej kłębił się i wrzał
ocean ciekłej substancji mineralnej. Po niebie zasłoniętym ognistymi chmurami błyszczące tarcze
pędzącego słońca i księżyca migotały jak gorące płomienie.
Z wolna, gdy mijały miliony lat, ten ognisty krajobraz zmieniał swój rozżarzony wygląd. Opary
spadły deszczem na ziemię i nie zakrywały nieba Lak gęstą zasłoną. Wielkie żużlowate kawały
krzepnącej opoki ukazywały się na powierzchni płomiennego morza i zapadały w głąb nowymi
napływającymi masami. Słońce i księżyc stawały się coraz mniejsze, oddalały się coraz bardziej i z
coraz mniejszą szybkością przelatywały po niebie. Księżyc z powodu swych małych rozmiarów,
już ostygł, i kolejno zasłaniał to znów odbijał światło słońca, w następujących po sobie pełniach i
zaćmieniach.
I tak ze straszliwą powolnością, poprzez nieogarnione obszary czasu, Ziemia stawała się coraz
bardziej podobna do tej ziemi, na której żyjemy, aż w końcu nadeszła chwila, kiedy w ostygłym
powietrzu para zmieniła się w chmury i pierwszy deszcz z sykiem spadł na pierwsze skały. Przez
nieskończone tysiąclecia większa część wód ziemskich była jeszcze parą w atmosferze, lecz
potworzyły się teraz gorące strumienie, które spływały po krystalizujących się skałach do stawów
i jezior, gdzie składały swój osad.
Na koniec nastały takie warunki, że człowiek mógłby stanąć na ziemi, rozejrzeć się dookoła i
żyć. Gdybyśmy wtedy mogli zejść na ziemię, stanęlibyśmy na wielkich skałach podobnych do
lawy, na których nie było śladu gleby ani jakiejkolwiek wegetacji, a nad wszystkim rozciągało się
burzliwe niebo. Przeciągałyby gorące gwałtowne wiatry, przewyższające najsroższe dzisiejsze
cyklony, i spadałyby ulewy, o jakich nie ma pojęcia dzisiejsza łagodna i uśmierzona ziemia.
Przelatywałyby koło nas strumienie powstałe z dżdżu, a zmieszane z odpadkami rozmytych skał
biegłyby ku tym najdawniejszym morzom, żłobiąc po drodze głębokie parowy i kaniony. Poprzez
chmury moglibyśmy dostrzec wielkie słońce, zupełnie widomie przesuwające się po niebie, a o
świcie, tak jak i przy wschodzie księżyca dokonywałyby się codzienne trzęsienia i falowanie ziemi.
Księżyc, który dzisiaj do ziemi zwraca stale jedną tylko tarczę, widomie obracałby się i
ukazywałby nam i tę drugą połowę tak nieubłaganie teraz ukrywaną.
Ziemia starzała się. Miliony lat następowały po sobie, dzień stawał się dłuższy, słońce
oddalało się i świeciło coraz łagodniej, księżyc zwolnił kroku w swych podniebnych
przechadzkach; gwałtowność deszczów i burz zmniejszyła się i coraz więcej przybywało wody w
pierwszych morzach, które zmieniały się powoli w ten błękitny strój oceanów, jaki odtąd miał
zdobić naszą planetę.
Ale nie było dotąd życia na ziemi; morza były martwe, a skały jałowe.
ROZDZIAŁ TRZECI
POCZĄTKI ŻYCIA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
HERBERT GEORGE WELLS
HISTORIA ŚWIATA
PRZEŁOŻYŁ
JAN PARANDOWSKI
2
SPIS TREŚCI
HISTORIA ŚWIATA
3
HISTORIA ŚWIATA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ŚWIAT W PRZESTRZENI
Historia naszego świata jest zawsze jeszcze znana niedostatecznie. Paręset lat temu
obejmowała niewiele więcej ponad trzy tysiąclecia. Wszystko, co się działo przedtem, było
przedmiotem legend i domysłów. W znacznej części cywilizowanego świata wierzono i nauczano,
że świat został stworzony nagle w roku 4004 przed Chr., chociaż poważni uczeni sprzeczali się,
czy nastąpiło to na wiosnę, czy w jesieni tego roku. To fantastycznie ścisłe nieporozumienie
opierało się na zbyt dosłownym wykładzie hebrajskiej
Biblii
oraz na związanych z tym zgoła
nieuzasadnionych domysłach teologicznych. Podobne poglądy zarzucili już od dawna pisarze
kościelni i dziś panuje ogólne przekonanie, że wszechświat, w którym żyjemy, według wszelkiego
prawdopodobieństwa istniał przez olbrzymi okres czasu, a możliwe, że od początku
wszechczasów. Oczywiście może to być jedynie złudzeniem, podobnie jak pokój może się wydać
nieskończonym przez ustawienie dwóch przeciwległych zwierciadeł. W każdym bądź razie
pogląd, że nasz wszechświat istnieje zaledwie sześć czy siedem tysięcy lat, nie ma już
zwolenników.
Ziemia, jak dziś każdemu wiadomo, jest kulą z lekka spłaszczoną, na podobieństwo
pomarańczy, o średnicy blisko 13 000 km. Jej kształt kulisty znany był przynajmniej ograniczonej
ilości ludzi inteligentnych przed jakimiś 2500 lat, lecz przed owym czasem wierzono
powszechnie, że jest ona płaska, i wypowiadano o jej stosunku do nieba, gwiazd i planet poglądy,
które nam dzisiaj wydają się fantastyczne. Wiemy obecnie, że ziemia obraca się dookoła swej osi
(która jest o 43 km krótsza od jej równikowej średnicy) w ciągu 24 godzin i że to jest przyczyną
4
zmian dziennych i nocnych, a dalej: że krąży ona dookoła słońca po z lekka wykrzywionej i
maluśko wahającej się owalnej drodze; ten obieg trwa pełny rok. Średnia odległość ziemi od
słońca wynosi okrągło 149 500 000 km.
Dookoła ziemi krąży mniejsza kula, księżyc, w przeciętnej odległości 380000 km. Ziemia i
księżyc nie są jedynymi ciałami niebieskimi, które podróżują naokoło słońca. Są jeszcze planety,
Merkury i Wenus, jedna w odległości 57, druga 108 milionów km, a poza kręgiem ziemi,
pomijając pas licznych pomniejszych ciał, planetoidów, znajdują się jeszcze: Mars, Jowisz, Saturn,
Uran i Neptun, mniej więcej w odległości 228, 778, 1426, 2868 i 4496 milionów km
Te miliony
kilometrów są dla umysłu naszego trudne do pojęcia. Można dopomóc wyobraźni czytelnika, jeśli
się sprowadzi słońce i planety do mniejszych, bardziej uchwytnych rozmiarów.
Skoro więc naszą ziemię przedstawimy sobie jako małą kulkę o średnicy jednego cala, słońce
będzie dużą kulą o średnicy dziewięciu stóp, a oddalone o jakieś cztery do pięciu minut drogi
pieszo. Księżyc byłby wówczas małym groszkiem o dwie i pół stopy odległym od naszego globu.
Pomiędzy ziemią i słońcem znajdowałyby się dwie planety, Merkury i Wenus, w odległości 120 i
140 metrów od słońca. Dookoła tych dwóch ciał byłaby próżnia, zanimby się doszło do Marsa,
położonego o sto kilkadziesiąt metrów poza ziemią, po czym następowałby Jowisz o jakąś milę
angielską odległy, o średnicy jednej stopy, Saturn, nieco mniejszy, o dwie mile dalej, Uran o cztery
mile i Neptun o sześć mil poza ziemią. Później zaś nic i nic, prócz drobnych cząsteczek i
mknących strzępków rozcieńczonej mgły na przestrzeni tysięcy mil. W tej skali najbliższa gwiazda
byłaby odległa od ziemi o 40 000 mil angielskich.
v
Ten obraz może da pewne pojęcie olbrzymiej próżni przestrzennej, wśród której rozgrywa się
dramat życia.
Albowiem wśród tej nieobjętej pustki jedynie życie na ziemi jest nam znane z całą pewnością.
Nie przenika ono głębiej ponad pięć kilometrów na 6000 km, dzielących nas od środka ziemi i nie
wznosi się wyżej jak do ośmiu kilometrów ponad jej powierzchnię. Prawdopodobnie cała
bezgraniczność przestrzeni jest zresztą pusta i martwa.
Sonda dochodzi do ośmiu kilometrów w głąb morza, aeroplan zdoła się wznieść niewiele
wyżej niż sześć km ponad poziom ziemi. Niektórzy potrafili balonem wzlecieć do wysokości
kilkunastu kilometrów, lecz za cenę wielkich i bolesnych wysiłków
2
Żaden ptak nie potrafi latać
powyżej ośmiu kilometrów, a małe ptaki i owady, które zabierano w aeroplanach, omdlewały już
na znacznie mniejszej wysokości.
ROZDZIAŁ DRUGI
ŚWIAT W CZASIE
W ostatnich pięćdziesięciu latach uczeni stworzyli kilka bardzo ładnych i zajmujących hipotez
na temat wieku i początku naszej ziemi. Nie możemy tu podać bodaj nawet pobieżnego przeglądu
tych hipotez, ponieważ wymagają one niesłychanie subtelnych matematycznych i fizykalnych
rozważań. Nie da się zaprzeczyć, że fizyka i astronomia są jeszcze zbyt mało rozwinięte, aby
mogły wyjść poza interesujące przypuszczenia. Ogólną tendencją było coraz bardziej powiększać
wiek naszego globu. Obecnie wydaje się rzeczą prawdopodobną, iż niezależne istnienie Ziemi
juko planety latającej dookoła słońca trwa dłużej (być może o wiele dłużej) niż dwa miliardy lat.
Jest to długość czasu absolutnie przekraczająca naszą wyobraźnię.
Przed owym wielkim okresem odrębnego istnienia, słońce i ziemia, i inne planety, krążące
dookoła słońca, tworzyły jedno kłębowisko materii rozproszonej w przestrzeni. Teleskop
odkrywa nam w różnych częściach nieba świecące spiralne obłoki materii, spiralne mgławice,
5
które zdają się obracać dookoła jakiegoś jądra. Wielu astronomów przypuszcza, że słońce i
planety były kiedyś taką spiralą i że ich materia uległa skupieniu w ich obecnej formie. To
okupienie dokonywało się w ciągu majestatycznych eonów, dopóki w owej odległej przeszłości,
którą podaliśmy w poprzednich cyfrach, świat nasz wraz ze swoim księżycem nie zróżnicował się
tak, jak go dziś widzimy. Obracały się one znacznie prędzej niż teraz i były bliżej słońca; krążyły
dookoła niego ze znacznie większą chyżością, a były prawdopodobnie rozżarzone do białości i
ciekłe na powierzchni. Słońce również jaśniało na niebiosach znacznie większe niż dziś.
Gdybyśmy mogli cofnąć się wstecz ku tej nieskończoności czasów i spojrzeć na ziemię w tej
najwcześniejszej dobie jej dziejów, przedstawiłaby się nam ona jako wnętrze rozpalonej huty albo
jak strumień wrzącej lawy. Nie dojrzelibyśmy nigdzie wody, albowiem woda zamieniła się w parę i
unosiła się w tej burzliwej atmosferze siarkowych i metalowych mgieł. Poniżej kłębił się i wrzał
ocean ciekłej substancji mineralnej. Po niebie zasłoniętym ognistymi chmurami błyszczące tarcze
pędzącego słońca i księżyca migotały jak gorące płomienie.
Z wolna, gdy mijały miliony lat, ten ognisty krajobraz zmieniał swój rozżarzony wygląd. Opary
spadły deszczem na ziemię i nie zakrywały nieba Lak gęstą zasłoną. Wielkie żużlowate kawały
krzepnącej opoki ukazywały się na powierzchni płomiennego morza i zapadały w głąb nowymi
napływającymi masami. Słońce i księżyc stawały się coraz mniejsze, oddalały się coraz bardziej i z
coraz mniejszą szybkością przelatywały po niebie. Księżyc z powodu swych małych rozmiarów,
już ostygł, i kolejno zasłaniał to znów odbijał światło słońca, w następujących po sobie pełniach i
zaćmieniach.
I tak ze straszliwą powolnością, poprzez nieogarnione obszary czasu, Ziemia stawała się coraz
bardziej podobna do tej ziemi, na której żyjemy, aż w końcu nadeszła chwila, kiedy w ostygłym
powietrzu para zmieniła się w chmury i pierwszy deszcz z sykiem spadł na pierwsze skały. Przez
nieskończone tysiąclecia większa część wód ziemskich była jeszcze parą w atmosferze, lecz
potworzyły się teraz gorące strumienie, które spływały po krystalizujących się skałach do stawów
i jezior, gdzie składały swój osad.
Na koniec nastały takie warunki, że człowiek mógłby stanąć na ziemi, rozejrzeć się dookoła i
żyć. Gdybyśmy wtedy mogli zejść na ziemię, stanęlibyśmy na wielkich skałach podobnych do
lawy, na których nie było śladu gleby ani jakiejkolwiek wegetacji, a nad wszystkim rozciągało się
burzliwe niebo. Przeciągałyby gorące gwałtowne wiatry, przewyższające najsroższe dzisiejsze
cyklony, i spadałyby ulewy, o jakich nie ma pojęcia dzisiejsza łagodna i uśmierzona ziemia.
Przelatywałyby koło nas strumienie powstałe z dżdżu, a zmieszane z odpadkami rozmytych skał
biegłyby ku tym najdawniejszym morzom, żłobiąc po drodze głębokie parowy i kaniony. Poprzez
chmury moglibyśmy dostrzec wielkie słońce, zupełnie widomie przesuwające się po niebie, a o
świcie, tak jak i przy wschodzie księżyca dokonywałyby się codzienne trzęsienia i falowanie ziemi.
Księżyc, który dzisiaj do ziemi zwraca stale jedną tylko tarczę, widomie obracałby się i
ukazywałby nam i tę drugą połowę tak nieubłaganie teraz ukrywaną.
Ziemia starzała się. Miliony lat następowały po sobie, dzień stawał się dłuższy, słońce
oddalało się i świeciło coraz łagodniej, księżyc zwolnił kroku w swych podniebnych
przechadzkach; gwałtowność deszczów i burz zmniejszyła się i coraz więcej przybywało wody w
pierwszych morzach, które zmieniały się powoli w ten błękitny strój oceanów, jaki odtąd miał
zdobić naszą planetę.
Ale nie było dotąd życia na ziemi; morza były martwe, a skały jałowe.
ROZDZIAŁ TRZECI
POCZĄTKI ŻYCIA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]